Przypomnijmy – Brown to autor ogromnie popularnego thrillera „Kod da Vinci”. Opublikowana w 2003 r. powieść została na świecie kupiona w ponad 80 mln sztuk (51 przekładów!). Do dziś pozostaje najlepiej sprzedającą się książką dla dorosłych w Wielkiej Brytanii.

„Kod da Vinci”, który był czwartą powieścią Browna, stał się jego przekleństwem. Wszyscy – wydawca, księgarze, filmowe studio, producenci gadżetów, a głównie czytelnicy – oczekiwali szybko napisanego sequela. Brown kilkakrotnie przesuwał datę oddania książki – optymiści liczyli na rok 2004, pesymiści mówili o 2005, wydawca zapowiadał 2006. Brown przyznał się w pewnym momencie do „twórczej blokady” – mówił o strachu przed odpowiedzialnością wobec czytelników, których nie chciał zawieść, także o naciskach marketingowców.

Wspominał, że jego wcześniejsze powieści – dziś znakomicie sprzedające się hity – zostały zauważone dopiero po sukcesie „Kodu…” i nie krył strachu o los nowej powieści.

Jej fabuła pozostaje nieznana – według kontrolowanych przecieków Robert Langdon, bohater „Kodu…”, przez 12 godzin zajmuje się sekretami masonów gdzieś na terenie amerykańskiej stolicy. Przedstawiciele wydawcy obiecują „wspaniały i wciągający thriller”, który „z pewnością wart była oczekiwania”. Długoletnie doświadczenie uczy mnie, by nie wierzyć – teraz już z reguły – podobnym zapowiedziom. „Kod…” był sprawnie napisanym czytadłem, ale zawarte w nim teorie nie były nowe. Czy Dan Brown będzie w stanie przekonać nas, że jest oryginalnym twórcą wiarygodnych historii? Zobaczymy, gdy ukaże się polskie wydanie.