Tak. Zrobiliśmy już pierwszą serię odcinków i jestem z niej bardzo zadowolony. To film nawet w jeszcze większym stopniu dla dorosłych niż „Włatcy Móch”. Porusza zdecydowanie poważniejsze problemy. Opisuje współczesną polską obyczajowość, a ta wcale nie jest tak zabawna, jak byśmy chcieli. Mimo wszystko jest komedią, bo to chyba najlepszy sposób, by opowiadać o tym, co nas doprowadza do szału. Po komentarzach na forach internetowych wiem, że oglądają go także dzieciaki. O ile dorośli prowadzą całkiem rzeczowe i merytoryczne dyskusje, o tyle młodzież dopisuje coś w rodzaju: „Pysio rulez”.
[b]Wracając do „Włatców...”. Jak się Panu podobają gadżety związane z serialem? Maskotki, gry, naklejki, długopisy... Nie sądzi Pan, że tego jest w sklepach za dużo i zaraz nastąpi przesyt „Włatcami...”?[/b]
Fakt, mocno się to skomercjalizowało. Do tego wiele gadżetów jest nietrafionych – jak komiks. Zresztą ukazał się wbrew mojej woli. Ale prawa do serialu należą w pełni do stacji telewizyjnej, więc nie mam w tym zakresie nic do powiedzenia. Jednak nie wszystko jest złe – na przykład pluszaki są super. Przesytu na razie nie widać – dowodem jest kolejna wersja kinowa „Włatców...”, o zrobieniu której właśnie myślimy.
[b]Skończył Pan szkołę filmową. Nie chciałby Pan robić filmów nieanimowanych?[/b]
Moim pierwszym scenariuszem były „24 godziny”. Dostałem za niego nagrodę specjalną w konkursie Hartley-Merrill. Animacja była moim hobby, ale dość niespodziewanie stała się podstawowym zajęciem. Oczywiście myślę też o filmach z aktorami. Niestety, w „prawdziwym” kinie od pomysłu do realizacji mija kilka lat. Teraz łatwiej mi kręcić kreskówki. „Włatcy...” otworzyli przede mną wiele drzwi, a ludzie z branży kojarzą mnie z tym rodzajem twórczości. Szkoda tego nie wykorzystać.
[i][b]Bartosz Kędzierski[/b] – rocznik 76, ojciec 1,5-rocznego Mieszka. Studiował reżyserię na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego. W świat filmu wkroczył jako montażysta „Chaosu” Xawerego Żuławskiego oraz twórca reklamówek. Jego pierwszym serialem animowanym był „Parapet”, ale prawdziwy sukces przynieśli mu „Włatcy Móch” (kinowa wersja weszła na ekrany w lutym br.), na których emisję licencję kupili m.in. Brytyjczycy i Niemcy. Od marca br. w telewizji można oglądać kolejną kreskówkę jego pomysłu i reżyserii: „1000 złych uczynków”.[/i]