Ten film stał się w Koszalinie wydarzeniem. Na pokazach sala pękała w szwach. Widzowie siedzieli na podłodze, stali pod ścianami. O "Galeriankach" mówiło się w kuluarach, a także w miejscowych stacjach radiowych i telewizyjnych. Były faworytem i zasłużenie wygrały.
28-letnia Katarzyna Rosłaniec zrobiła już wcześniej szkolną etiudę o nastolatkach, które życie spędzają w galeriach handlowych: po szkole malują na czerwono usta, wkładają minispódniczki i sprzedają się przygodnym facetom za drobne prezenty. Rosłaniec dopracowała potem scenariusz i w filmie długometrażowym opowiedziała historię skromnej dziewczynki, obiektu szkolnych kpin. W świecie, w którym liczy się kasa, modny ciuch i dobra komóra, 14-letnia Alicja była jak Kopciuszek. Po lekcji życia, jaką dostała od koleżanek, też poszła do galerii szukać "sponsora".
[srodtytul]Świat oczami debiutantów [/srodtytul]
W "Galeriankach" odbija się klimat współczesnego świata, który zatracił wiele wartości, a rozbudził apetyty konsumpcyjne. Film jest świetnie zrealizowany i znakomicie zagrany przez młodziutkie aktorki (jedna z nich, Anna Kaczmarczyk, dostała nagrodę za najlepszą rolę festiwalu). Może się stać w kinach wielkim kasowym przebojem.
Równie oczekiwaną koszalińską premierą był debiut Marcina Wrony. Twórca świetnych spektakli Teatru Telewizji przygotowywał ten obraz kilka lat. "Moja krew" to historia boksera, który – wiedząc, że jest śmiertelnie chory – chce coś po sobie zostawić. Nakłania młodą Wietnamkę ze Stadionu Dziesięciolecia, by urodziła jego dziecko. Wrona zaskakuje widzów zwrotami akcji, robi film niełatwy i okrutny, bez znieczulenia. Ta szorstkość pozwala mu uniknąć tonu melodramatycznego.