Biegnij, Rzymianinie, biegnij! Niewykluczone, że była to jedyna myśl, jaka kołatała się w głowie Neila Marshalla – reżysera „Centuriona" – gdy pisał scenariusz filmu. Konstrukcja fabuły jest prymitywna jak cykl życia pierwotniaków. Jej główną atrakcję stanowi niekończąca się gonitwa przerywana gwałtownymi jatkami. Ucieka grupka rzymskich legionistów. Ścigają ich dyszący chęcią zemsty barbarzyńcy.
Pierwszym przewodzi tytułowy centurion Quintus Dias (Michael Fassbender). Jest wiernym żołnierzem imperium, choć coraz bardziej wątpi w sens walki z plemionami Piktów w północnej Brytanii.
Właśnie wydostał się wraz z kompana-mi z zasadzki zastawionej na IX legion, który miał spacyfikować tubylców i schwytać ich wodza. Quintus, by przeżyć, musi dotrzeć na tereny w pełni kontrolowane przez Rzymian.
Jego śladem podąża Etain (Olga Kurylenko), bezlitosna tropicielka, z watahą piktyjskich wojowników u boku.
Motyw pogoni jest jednym z najbardziej oklepanych chwytów dramaturgicznych w historii kina. Ostatnio sięgnął po niego Mel Gibson w „Apocalypto". Neil Marshall, dotychczas zręczny twórca horrorów (m.in. „Armia wilków"), idzie śladem australijskiego gwiazdora.