To przypadek „127 godzin” zrealizowanych przez reżysera obsypanego Oscarami „Slumdoga. Milionera z ulicy”.
[wyimek][link=http://www.rp.pl/galeria/9131,1,613959.html]Zobacz galerię zdjęć z filmu[/link][/wyimek]
Danny Boyle sfilmował opartą na własnych przeżyciach książkę Arona Ralstona „Between a Rock and a Hard Place”, niezwykłą historię o woli przetrwania i wyrwaniu się z pułapki – wydawałoby się bez wyjścia.
27-letniego Arona (Franco) poznajemy, zanim pojawią się napisy czołowe. Właśnie kompletuje rzeczy do kolejnej samotnej weekendowej wyprawy. Nie ma czasu, by odebrać telefon od matki, nikogo nie zawiadamia, dokąd się wybiera, świadomie zostawia komórkę. Chce być totalnie wolny, odcięty od wszystkiego, z czym ma do czynienia na co dzień.
Samochodem dociera do granic Parku Narodowego w stanie Utah, a dalej mknie na rowerze po dzikich wertepach jak szalony. Byle szybciej być u celu i zacząć wymarzoną wspinaczkę. Choć alpinizm i ryzyko to jego żywioły, na jednej ze ścianek w głębi kanionu niechcący porusza jedną ze skał. Głaz przygniata mu rękę.