To film dla młodych czy dla tych, którzy osobiście przeżyli 1970 rok?
Ważniejszy dla młodych, a także dla igrających z naszą wolnością. Mimo wszystkich wad rzeczywistości żyjemy w wolnym kraju. Ale jestem też przeciwnikiem tonu martyrologicznego w polskim życiu. To nasza skaza narodowa. Trzeba żyć tu i teraz, wpływać na dziś, a nie ciągle oglądać się za siebie.
Pamięta pan Władysława Gomułkę?
Bardzo dobrze, mogę powiedzieć, że do zagrania go przygotowywałem się już w latach 60., kiedy był u szczytu władzy. Nie lubiłem go przede wszystkim za to, że reprezentował wszystko, co sprzeczne z wartościami, jakie wyniosłem z domu. Pochodzę z inteligenckiej rodziny, w której było ważne to, jak człowiek mówi, je, zachowuje się. Brzydziła mnie też przaśność i antysemityzm Gomułki. Był prostakiem bez wykształcenia. Notabene, jemu zawdzięczamy autentyczną brzydotę wielu warszawskich osiedli razem z osławionymi ślepymi kuchniami w mieszkaniach za Żelazną Bramą w Warszawie.
Był zupełnie różny od cynicznych, ale inteligentów – Zenona Kliszki czy Józefa Cyrankiewicza. Podejrzewam, że miał straszny charakter, co zdają się potwierdzać autentyczne teksty i nagrania, z którymi zapoznałem się, przygotowując do zagrania tej roli. Jednak żeby go zagrać, musiałem w nim dojrzeć dramat człowieka. Przyznaję, że bałem się, że moja niechęć do Gomułki uniemożliwi mi wykonanie tego zadania.