Osadne, malowniczo położone w kotlinie między łagodnymi górskimi zboczami, wydaje się rajem na ziemi, oazą spokoju. Ale młodzi stąd uciekają, nie mają pracy. Istniejąca od połowy XVII wieku wieś, wymiera. Kronikarze odnotowują, że w 1910 roku zamieszkiwało ją 664 mieszkańców, w 2001 - 233, a kiedy przed dwoma laty kręcony był film, było ich z pewnością jeszcze mniej. Miejscowy pop, Peter Soroka, przez ostatnie 5 lat odprawił 50 pogrzebów, a ochrzcił zaledwie dwoje dzieci. Soroka jest też jednym z obywateli zatroskanych o przyszłość tego miejsca. Chciał zorganizować centrum duchowe odwiedzane przez turystów. Uważa, że jego zaczynem mógłby stać się żeński klasztor, z którego ostatnio odwiedziły go mniszki. Inny pomysł na rozkwit Osadnego ma wójt Ladislav Mikulaško, od 36 lat nieprzerwanie sprawujący tam urząd.
- Mam marzenie, które znalazło się nawet w moim programie wyborczym - mówi. - Chciałbym wybudować tu dom pogrzebowy.
Jeszcze inną wizję na odrodzenie wsi zgłasza Fedor Vico, przewodniczący Stowarzyszenia na Rzecz Rusinów, znaczącej miejscowej mniejszości. Chciałby przekonać Unię Europejską do finansowania projektów przyciągających turystów. Na razie mają tylko ścieżkę turystyczną, która łączy Słowację z Polską. Panowie różnią się poglądami, ale Osadne jest dla nich wspólnym dobrem. Są zgodni, że spoczywa na nich odpowiedzialność za przyszłość rodzinnej wioski. Zrealizowany przez Marko Skopa film pokazuje trzech wspaniałych, którzy odbywają podróż do Parlamentu Europejskiego w Brukseli, by tam u swoich eurodeputowanych lobbować na rzecz Osadnego. Gdy stają w Brukseli przed gmachem Atomium, nie tylko podziwiają jego konstrukcję, ale i zastanawiają się, gdzie najlepiej mogliby ustawić go u siebie, w Osadnem.
- Pasowałoby na naszej łące pod lasem - zauważa wójt.