Dramat, który rozpoczął się 11 marca o godz. 14.46 lokalnego czasu, media relacjonowały przez kilka dni. Większość materiałów filmowych wykorzystanych w dokumencie „Godzina, która wstrząsnęła Japonią" zobaczyć można było od razu w stacjach informacyjnych lub Internecie. Jednak dopiero teraz, zebrane razem, ułożone chronologicznie, oddają skalę nieszczęścia. Przypominają też, że tragedia, którą przez krótki czas żywiły się media i o której wielu z nas zdążyło już prawie zapomnieć, na całe życie naznaczyła jej uczestników. Wielu poszkodowanych i świadków być może nigdy nie zdoła się otrząsnąć.
Dokumentaliści pokazują wydarzenia z różnych perspektyw. Są relacje z nadmorskich miejscowości, gdzie wdarła się fala tsunami, zabijając tysiące, oraz z Tokio, w którym zginęło tylko siedem osób, ale drapacze chmur chwiały się od wstrząsów jak chorągiewki na wietrze. Film ma kilkoro bohaterów, różniących się wiekiem, zawodem, narodowością. Każdego żywioł zaskoczył. Ktoś tego dnia brał udział w szkolnej uroczystości, inny jadł lunch lub szykował się do wyjścia na zakupy.
W Tokio wstrząsy trwały pięć minut. – Miałem wrażenie, że to się nigdy nie skończy – mówi jeden ze świadków. Krytyczne chwile przeżywał kontroler lotów na lotnisku Sendai, który mimo wszystko próbował trwać na stanowisku. Na filmach widać spadające z półek książki i telewizory, przesuwające się biurka oraz przerażonych, starających się zachować spokój ludzi. – Najgorszą rzeczą jest poczucie kompletnej bezradności – wspomina młody chłopak. – Ziemia zdecydowała się poruszyć i ty musisz ruszać się razem z nią.
Bardziej zabójcze od trzęsienia, którego siłę oszacowano na 9 w skali Richtera, okazało się tsunami. Ludzie mieli mniej niż 30 minut, by dojść do siebie po wstrząsach, które zwalały z nóg, i przygotować się na nadciągającą śmiercionośną falę. W chwili startu pędziła z prędkością samolotu. Zbliżając się do wybrzeża, zaczęła zwalniać i podnosić się coraz wyżej, osiągając 14 metrów. W wielu miejscach wdarła się głęboko w ląd, porywając wszystko, co stanęło na jej drodze. Przewracała statki, przelewała się przez drogi, wciągając pod powierzchnię samochody i domy. – To widok przekraczający granice wyobraźni. Czegoś podobnego nie wymyśliliby nawet w Hollywood. Piekło na ziemi – komentują uczestnicy wydarzeń. Niektórym brakuje słów: – Nie da się opisać wielkości katastrofy i rozmiaru szkód. Zginęły dziesiątki tysięcy ludzi, kompletnie zniszczona została infrastruktura.
Według ostatnich danych liczba ofiar wynosi 14 tysięcy, tyle samo osób uznaje się za zaginione. Dokumentaliści przypominają także, że jednym ze skutków katastrofy była awaria w elektrowni atomowej Fukushima. Szczegółowo problemy ze schłodzeniem reaktorów i akcjami podjętymi przez ekipy ratunkowe przedstawia drugi pokazywany przez Discovery Channel dokument „Nuklearny koszmar: Japonia w kryzysie".