Jest wszędzie. Na opakowaniach płatków śniadaniowych, pieluchach dla dzieci, okładkach zeszytów, koszulkach, kubkach, plecakach, kartonikach od soków, w zestawach klocków i na półkach z pluszowymi zabawkami. Możliwe, że częstotliwością występowania Kubuś bije na głowę nawet Myszkę Miki. Jest gwiazdą koncernu Disneya od kiedy rozrywkowy potentat nabył do misia pełnię praw od spadkobierców Alana A. Milne'a, który 85 lat temu powołał Puchatka do życia w cyklu książek i opowiadań.
Czy najmłodsi widzowie mają świadomość prawdziwej przeszłości Kubusia? Wiedzą, kim był, zanim został globalnym znakiem towarowym? Niewykluczone, że wielu dorosłych także o tym zapomniało. Disney zrobił wiele, by tak się stało. Ekranizując kolejne przygody Puchatka, okroił mu osobowość, przemodelował jego świat. Jakby Kubuś wymyślony przez Milne'a, a narysowany przez E. H. Sheparda, nigdy nie istniał. I narodził się od razu jako symbol imperium rozrywki, a nie jeden z mieszkańców Stumilowego Lasu.
Tych, którzy pamiętają bajki Milne'a i wybiorą się na "Kubusia i przyjaciół" do kina, czeka miła niespodzianka. Miś o małym rozumku odzyskał subtelny humor. Znowu jest powycieranym tu i ówdzie pluszakiem, a nie gadżetem ze sklepowej półki. Bywa czasami melancholijnie zamyślony i nie szczerzy pyszczka w głupim uśmiechu.
Nie znaczy to jednak, że w pełni odzyskał dawny czar, choć twórcy filmu podkreślają, że czerpią z literackiego oryginału. Nowa animacja przypomina ożywione ilustracje. Miś wręcz przeskakuje między stronami książki i chowa się między literami przed rojem zdenerwowanych pszczół. Tyle że dla animatorów estetycznym kanonem są disnejowskie adaptacje perypetii Kubusia z lat 60., a nie rysunki Sheparda. Dlatego, kiedy koncern zapewnia, że wraca do prawdziwego Puchatka, ma w istocie na myśli jego przeszłość na dużym ekranie, a nie kartach prozy Milne'a. Kubuś w nowym wydaniu nadal jest przede wszystkim amerykańskim optymistą z pęczniejącym od miodu brzuszkiem. Nie ma co liczyć, że kiedykolwiek odzyska brytyjską flegmę i dziecięcą niewinność. W swoim długim życiu przeszedł już bowiem tyle zmian, że mógł nabawić się schizofrenii.
Zaczęło się od trzech krótkich animacji na początku lat 60. Disney kupił wtedy prawa do Kubusia od żony Stephena Slesingera, handlowca, który pierwszy dostrzegł komercyjny potencjał misia, produkując m.in. gry i puzzle z wizerunkiem Puchatka. Popularność Kubusia rosła, więc studio wypuściło w 1977 roku długometrażową fabułę złożoną z trzech wcześniejszych filmów. Dodało jednak nowe zakończenie i nowego bohatera. W Stumilowym Lesie pojawił się Gofer, północnoamerykański gryzoń, który nigdy nie występował u Milne'a.