Jedno założenie spełniło się na pewno – było i jest największym tego typu obiektem, jaki kiedykolwiek powstał. 2 tysiące szybów naftowych, 300 kilometrów mostów i gigantyczna odległość od lądu – sześć godzin statkiem. Robotnicy nie szczędzili sił w myśl hasła: „Jeden dzień – jedno przęsło", wielu z nich zginęło w czasie realizowania karkołomnych zadań, wielu utonęło.
– Pracowaliśmy w strasznych warunkach, codziennie ocieraliśmy się o śmierć. Nasze ciała pokrywały sadza i pył – wspomina Kławdia, dawna robotnica.
Uważa, że dzisiejsze Naftowe Kamienie są istnym rajem, bo wszystko tu jest zapewnione: hotel robotniczy, czyli łóżko w dwu- albo i trzyosobowym pokoju, świetlica z telewizorem, stołówka, sklep, w którym można kupić wszystko (nie tylko chleb, ale i kiełbasę).
Dla widza jest jednak jasne, że ogląda relikt przeszłości, miejsce, w którym czas się zatrzymał. Pozostały hasła propagandowe:
„Naftowe Kamienie pomostem w XXI wiek" albo „Naftowe Kamienie są ósmym cudem świata". O tym ostatnim świadczyć mają inwestycje, jakie poczyniono tu w latach 80. ubiegłego wieku, kiedy powstały sala koncertowa na 500 widzów, fabryka lemoniady, park i dwa wielopiętrowe hotele, w których do dziś mieszka 2,5 tysiąca robotników.