Jest przełom lat 20. i 30. XX wieku. Osierocony chłopiec o imieniu Hugo (Asa Butterfield) ukrywa się na paryskim dworcu, gdzie m.in. próbuje naprawić automatona – mechanicznego człowieka – jedyną pamiątkę, jaka pozostała mu po zmarłym ojcu. Części do maszyny wykrada ze sklepiku z zabawkami prowadzonego przez zgorzkniałego starszego pana (Ben Kingsley).
Czytaj rozmowę z Martinem Scorsese
"Hugo i jego wynalazek" rozpoczyna się jak tradycyjne kino rodzinne, w którym samotne dziecko próbuje odzyskać poczucie sensu, troszcząc się o zmechanizowaną lalkę. W tego typu filmach zwykle zdarza się cud i zabawka ożywa niczym Pinokio, stając się najbliższym przyjacielem człowieka. Jednak u Scorsesego odgrywa jedynie rolę ogniwa łączącego Hugo ze sklepikarzem. Natomiast prawdziwy trik polega na stopniowym odkrywaniu tożsamości sprzedawcy. Kiedy Hugo zrozumie, że ma do czynienia z Georges'em Meliesem – jednym z pionierów X muzy – baśniowa fabuła Scorsesego zamienia się w błyskotliwy wykład o początkach kinematografii i magii dawnego kina.
Wielką siłą filmu jest mistrzowskie połączenie tradycji z najnowocześniejszą technologią. Scorsese naszpikował opowieść cytatami nawiązującymi do pierwszych obrazów braci Lumiere, twórczości Meliesa, Chaplina i innych klasyków. A ducha ich filmów wskrzesza przy użyciu formatu 3D. Dzięki temu w kadrze widać nawet wirujące w powietrzu drobinki pyłu i kurzu. Ze względu na techniczną i narracyjną maestrię 11 nominacji powinno zamienić się w kilka Oscarów.