Fragment rozmowy z 1996 roku, z archiwum tygodnika Plus Minus
Od ponad pięćdziesięciu lat współpracuje pan z Ingmarem Bergmanem. Jak układa się wasza współpraca?
Poznaliśmy się w 1939 roku w szkole teatralnej, ja miałem wtedy 16 lat, a Ingmar 21. Pracowaliśmy razem w różnych szwedzkich teatrach i razem wylądowaliśmy w Dramaten. Grałem w wielu przedstawieniach Bergmana, wystąpiłem w całej masie jego filmów. Można powiedzieć, że jesteśmy jak stare małżeństwo -- i jak stare małżeństwo mamy swoje wzloty i upadki. Ale nawet nasze bardzo poważne konflikty były pozytywne, bo się przez nie lepiej poznaliśmy. Wyniosłem z tej współpracy niesamowicie dużo, praca z Bergmanem jest też niezwykle przyjemna i fajna. Jest niezwykłym reżyserem z niewyczerpanymi zasobami fantazji.
Jak Bergman pracuje z aktorami?
Ingmar jest zawsze znakomicie przygotowany do pracy, ma przemyślane najdrobniejsze szczegóły. Ale równocześnie jest też otwarty na propozycje i zostawia aktorom sporo swobody, oczywiście w wyznaczonych granicach. Ja natomiast nie mam poczucia wolności, gdy reżyser zostawia mi pełną swobodę. Czuję się bardziej wolny, gdy wiem, co mam robić i mam wyznaczone ramy własnego działania. To oczywiście zależy od indywidualnych predyspozycji, wielu aktorom bardzo ciężko jest się podporządkować reżyserom, mnie natomiast nie sprawia to żadnej trudności. Ingmar jest jednym z niewielu wielkich genialnych reżyserów i jego wskazówki i zalecenia są niezwykle trafne. Poza tym jest on też wierny tekstowi.