Musiałem je podjąć, nie miałem środków na zwyczajny film, robiony w studiu, z dekoracjami. Ale ograniczenia pobudzają wyobraźnię, trudności rodzą kreatywność. Zresztą podczas kręcenia "Kobiety i mężczyzny" ogromne ryzyko - finansowe, artystyczne, emocjonalne - podjąłem świadomie. Robiłem ten film trochę tak, jakbym popełniał samobójstwo. Jakby to był obraz ostatni, niemal testament. Chyba dzięki temu "Kobieta i mężczyzna" ma w sobie intensywność. Najtrudniej było tę opowieść zacząć, bo moja bohaterka, która przeżyła wielkie uczucie, nosiła w sobie przekonanie, że nigdy więcej nie będzie w stanie nikogo pokochać. A to oczywista nieprawda. Miłość jest jak narkotyk. Jak alkohol. Człowiek chce kochać, coraz silniej, silniej i silniej. Ja w to bardzo wierzyłem i kręcąc "Kobietę i mężczyznę" kierowałem się nie inteligencją, lecz intuicją. Pracowałem jak w transie, niemal podświadomie. Od tamtej pory zawsze tak pracuję. Nie ufam rozumowi i intelektualnym spekulacjom. Myślę, że w sztuce trzeba zawierzyć właśnie impulsom, uczuciom, emocjom.
W swoich filmach opowiada pan o niełatwych relacjach między mężczyzną i kobietą. Pokazuje pan rozstania i powroty, zdrady, drobne nielojalności. A jednak widz wychodzi z kina uśmiechnięty. Chyba dlatego, że pańscy bohaterowie bywają czasem słabi, ale zawsze mają dobre intencje.
Tak, bo dla mnie najważniejsza jest nadzieja. Moi bohaterowie wierzą, że pewnego dnia wszystko w ich życiu ułoży się cudownie. Sam mam w sobie podobną wiarę. Mam 68 lat i właśnie nakręciłem film, który mógłby być moim debiutem. Jestem szczęśliwy, że udało mi się zachować niewinność młodości. Są ludzie, którzy przez całe życie czują się jak czterdziestolatkowie albo dwudziestolatkowie. Ja ciągle mam 13 lat.
Jak w czasach, kiedy dostał pan od ojca pierwszą kamerę?
Wtedy właśnie przeżyłem pierwszą miłość, nakręciłem pierwszy film i zrozumiałem wszystko, co rozumiem dzisiaj. Potem już nie nauczyłem się niczego więcej. Na całe życie zostałem trzynastolatkiem. I filmy, które dzisiaj robię, też są filmami trzynastolatka.
Nie boi się pan, że można z tego uczynić zarzut? Bohaterowie "Odwagi miłości" kochają i cierpią tak, jak bohaterowie pana filmów sprzed 30 - 40 lat - "Kobiety i mężczyzny", "Żyć, aby żyć", "Mężczyzny, którego pokochałam". A przecież świat zmienił się. Dzisiejsi młodzi ludzie szybko żyją, szybko kochają. Poświęcają się karierze, a uczucia schodzą na dalszy plan.