Claude Lelouch: Nie ufam rozumowi

Robię filmy o miłości, bo tylko ona niesie światu nadzieję - mówił "Rz" Claude Lelouch. Reżyser kończy dziś 75 lat

Publikacja: 30.10.2012 00:01

Claude Lelouch: Nie ufam rozumowi

Foto: ROL

Wywiad z archiwum "Rzeczpospolitej" z 2006 roku

We współczesnym kinie odbijają się wojny, gwałt, korupcja, coraz większa samotność ludzi. A tymczasem pana ostatni film "Odwaga miłości" - jak niemal wszystkie poprzednie - jest delikatną opowieścią o uczuciu.

Claude Lelouch:

- Myślę, że o przemocy i innych plagach naszych czasów trzeba mówić jak najwięcej, ale to nie jest mój temat. Robię filmy o miłości, bo tylko ona niesie światu nadzieję. Tak naprawdę ludzie stają się interesujący, gdy są zakochani - są wtedy szlachetniejsi, odważni. Poza tym, opowiadając o miłości, można mówić o wszystkim.

W 1966 roku, pokazując w "Kobiecie i mężczyźnie" uczucie dwojga wypalonych ludzi, przełamał pan filmowe konwencje, zbliżył do nurtu cinema-verite. To było chyba spore ryzyko?

Musiałem je podjąć, nie miałem środków na zwyczajny film, robiony w studiu, z dekoracjami. Ale ograniczenia pobudzają wyobraźnię, trudności rodzą kreatywność. Zresztą podczas kręcenia "Kobiety i mężczyzny" ogromne ryzyko - finansowe, artystyczne, emocjonalne - podjąłem świadomie. Robiłem ten film trochę tak, jakbym popełniał samobójstwo. Jakby to był obraz ostatni, niemal testament. Chyba dzięki temu "Kobieta i mężczyzna" ma w sobie intensywność. Najtrudniej było tę opowieść zacząć, bo moja bohaterka, która przeżyła wielkie uczucie, nosiła w sobie przekonanie, że nigdy więcej nie będzie w stanie nikogo pokochać. A to oczywista nieprawda. Miłość jest jak narkotyk. Jak alkohol. Człowiek chce kochać, coraz silniej, silniej i silniej. Ja w to bardzo wierzyłem i kręcąc "Kobietę i mężczyznę" kierowałem się nie inteligencją, lecz intuicją. Pracowałem jak w transie, niemal podświadomie. Od tamtej pory zawsze tak pracuję. Nie ufam rozumowi i intelektualnym spekulacjom. Myślę, że w sztuce trzeba zawierzyć właśnie impulsom, uczuciom, emocjom.

W swoich filmach opowiada pan o niełatwych relacjach między mężczyzną i kobietą. Pokazuje pan rozstania i powroty, zdrady, drobne nielojalności. A jednak widz wychodzi z kina uśmiechnięty. Chyba dlatego, że pańscy bohaterowie bywają czasem słabi, ale zawsze mają dobre intencje.

Tak, bo dla mnie najważniejsza jest nadzieja. Moi bohaterowie wierzą, że pewnego dnia wszystko w ich życiu ułoży się cudownie. Sam mam w sobie podobną wiarę. Mam 68 lat i właśnie nakręciłem film, który mógłby być moim debiutem. Jestem szczęśliwy, że udało mi się zachować niewinność młodości. Są ludzie, którzy przez całe życie czują się jak czterdziestolatkowie albo dwudziestolatkowie. Ja ciągle mam 13 lat.

Jak w czasach, kiedy dostał pan od ojca pierwszą kamerę?

Wtedy właśnie przeżyłem pierwszą miłość, nakręciłem pierwszy film i zrozumiałem wszystko, co rozumiem dzisiaj. Potem już nie nauczyłem się niczego więcej. Na całe życie zostałem trzynastolatkiem. I filmy, które dzisiaj robię, też są filmami trzynastolatka.

Nie boi się pan, że można z tego uczynić zarzut? Bohaterowie "Odwagi miłości" kochają i cierpią tak, jak bohaterowie pana filmów sprzed 30 - 40 lat - "Kobiety i mężczyzny", "Żyć, aby żyć", "Mężczyzny, którego pokochałam". A przecież świat zmienił się. Dzisiejsi młodzi ludzie szybko żyją, szybko kochają. Poświęcają się karierze, a uczucia schodzą na dalszy plan.

Współczesne czasy przyniosły postęp we wszystkich niemal dziedzinach życia, ale nie w miłości. Dzisiejsza miłość jest słaba i zmęczona. Schorowana i obolała. Życie pędzi zbyt szybko, a namiętność potrzebuje czasu. W efekcie narodziło się pokolenie nieszczęśliwe i niespełnione. Przed stu laty kochankowie pisali do siebie miłosne listy całymi wieczorami, przeżywając przy tym niezwykłe szczęście. Teraz wyjmują telefon komórkowy i wysyłają krótkiego esemesa albo siadają przy komputerze i piszą zdawkowy e-mail. Uczucie przestało być marzeniem. Zabiegani, na nic niemający czasu mężczyźni boją się kobiet. A trzeba wielkiej odwagi, by rzucić się w wir uczucia, dać mu się porwać. Dlatego ze szczególnym uporem przypominam, czym jest prawdziwe przeżywanie szczęścia. I uważam, że to nie problemy ekologii są na naszej planecie najważniejsze. Zanim zajmiemy się roślinami i ginącymi gatunkami zwierząt, ratujmy miłość, bo bez niej życie traci sens. Mamy wyżywać się tylko w polityce, na wojnach? Powtarzam: nie wolno zabijać uczucia.

Jak się pan z tymi poglądami odnajduje we współczesnym kinie?

Walczę. Dzisiejsze kino "spłaszczyło się". Powstaje mniej złych filmów niż kiedyś. Ale też mniej arcydzieł. Czasem tęsknię za wielkimi mistrzami, którzy tworzyli, gdy zaczynałem swoją karierę. Mieli własną wizję świata i byli w kinie najważniejsi. Teraz wszechpotężni są producenci. Film przestał być sztuką, zamieniając się w produkt, a telewizja konsekwentnie kino zabija. Wszystkie filmy trafiają w końcu na mały ekran, a reżyserzy - pamiętając, że ich dzieło zostanie pokazane w primetime masowej publiczności - boją się ryzyka. Ja, należąc do starej generacji twórców, czasem je jeszcze podejmuję.

W 1966 roku zrobił pan "Kobietę i mężczyznę", potem był obraz "Kobieta i mężczyzna 20 lat później". Czy nie nadszedł czas, by nakręcić "Kobietę i mężczyznę 40 lat później"?

Myślałem o tym, ale to chyba powinno być 50 lat później. Bo ta historia będzie znów interesująca, gdy Anouk Aimee i Jean-Louis Trintignant będą bardzo starymi ludźmi. Dlatego muszę jeszcze poczekać.

Claude Lelouch (ur. 30 października 1937 r. w Paryżu) - francuski reżyser, scenarzysta, producent. Jest filmowym samoukiem, jako nastolatek wygrał festiwal amatorów w Cannes. Potem kręcił dokumenty, a w 1966 r. zdobył canneńską Złotą Palmę za "Kobietę i mężczyznę". Dziś jest autorem ok. 40 filmów, najbardziej znane z nich to: "Żyć, aby żyć", "Życie, miłość, śmierć", "Smic, smac, smoc", "Inny mężczyzna, inna szansa", "Edith i Marcel", "Jedni i drudzy" "Kobieta i mężczyzna 20 lat później", "Nędznicy".

Wywiad z archiwum "Rzeczpospolitej" z 2006 roku

We współczesnym kinie odbijają się wojny, gwałt, korupcja, coraz większa samotność ludzi. A tymczasem pana ostatni film "Odwaga miłości" - jak niemal wszystkie poprzednie - jest delikatną opowieścią o uczuciu.

Pozostało 96% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu