Jeszcze jako student filmoznawstwa zaczął kręcić krótkie etiudy. W 2003 roku razem z Aleksiejem Popogrebskim zrealizował „Koktebel" — opowieść o mężczyźnie, który po starcie pracy, razem z synem podróżuje z Moskwy do Koktebel nad Morzem Czarnym, by tam, w domu siostry, od nowa układać sobie życie. Debiutancki film zdobył nagrodę specjalną jury na festiwalu w Moskwie i obu reżyserom otworzył drogę do dalszej kariery.
Pokazywane w berlińskim konkursie „Długie, szczęśliwe życie" jest czwartym pełnometrażowym tytułem Chlebnikowa.
— Zaczęło się od drobnego żartu: zacząłem sobie wyobrażać, czy można by zrobić w Rosji western — powiedział mi w rozmowie. — Mój stały współscenarzysta Aleksander Rodionow podchwycił mój pomysł. Razem wyprawiliśmy się na rosyjską wieś, zaczęliśmy rozmawiać z rolnikami. Okazało się, że z westernu nici. Nasz pomysł legł w gruzach, wszystko podryfowało w zupełnie innym kierunku.
„Długie szczęśliwe życie" to historii młodego mężczyzny, który przyjeżdża z miasta na wieś, by założyć kurzą farmę. Tam musi stawić czoła miejscowym władzom, które chcą od niego wykupić ziemię. Jednak gdy już zgadza się opuścić gospodarstwo, wziąć sporą finansową rekompensatę i wrócić ze swoją dziewczyną do miasta, o zmianę decyzji proszą go mieszkańcy wsi. „Ty wyjedziesz, a my gdzie będziemy pracować? Jakie mamy perspektywy?" - mówią. To na ich prośbę i właściwie przede wszystkim dla nich Sasza walczy o farmę. I to przez nich zostaje najdotkliwiej zdradzony. Bardzo to gorzki film.
— Kręciliśmy „Długie, szczęśliwe życie" na północy kraju, we wsi Umra, w rejonie murmańskim. Z dala od Moskwy. Znaleźliśmy tam opuszczone, zarośnięte krzakami gospodarstwa. W Rosji można znaleźć zamożną prowincję, ale jeszcze więcej jest wsi umierających, których mieszkańcy nie mają pracy i nie są w stanie żyć. Starzy ludzie wegetują poniżej granicy nędzy, młodsi czasem starają się uciec, zaczepić w mieście.