Żądza bankiera Costy-Gavrasa w kinach

"Żądza bankiera" Costy-Gavrasa to kolejny film o bezwzględności ludzi rządzących rynkami finansowymi – pisze Barbara Hollender

Aktualizacja: 07.06.2013 17:51 Publikacja: 07.06.2013 17:44

„Żądza bankiera” Costy-Gavrasa z Gadem Elmalehem od piątku w kinach

„Żądza bankiera” Costy-Gavrasa z Gadem Elmalehem od piątku w kinach

Foto: Against Gravity

Po kryzysie 2008 roku na ekranach pojawiła się fala filmów, których akcja toczy się w środowisku wielkiej finansjery. A wraz z nią – nowy bohater. Bankier.

Zobacz galerię zdjęć

Wcześniej, przez dziesiątki lat na ekranach królowali artyści, niebieskie ptaki, arystokraci, politycy albo odwrotnie – zwykli ludzie przeżywający swoje dramaty. Facet z banku kojarzył się zazwyczaj filmowcom z urzędnikiem w zarękawkach, który co najwyżej ze strachem wykładał na ladę pieniądze, kiedy bandyta przyciskał mu do skroni lufę pistoletu. Czasem tylko pojawiał się ktoś taki jak Gordon Gekko z „Wall Street", genialnie zagrany przez Michaela Douglasa.

Właśnie Gekko, pod koniec lat 80., przekonywał, że „chciwość jest dobra". W zrealizowanym przez Olivera Stone'a dwadzieścia lat później sequelu „Wall Street 2. Pieniądz nie śpi", na balu finansjery rzucił: „Gdyby ktoś podłożył tu bombę, nie miałby kto rządzić światem."

Bohaterowie wchodzącej właśnie na ekrany „Żądzy bankiera" Costy-Gavrasa myślą podobnie. Wiedzą, że pieniądz to nie tylko kariera i luksus. To władza.

Gra o fortunę

Costa-Gavras konsekwentnie, od lat, diagnozuje kondycję zachodnich społeczeństw. W 2005 roku, w „Ostrych cięciach" opowiedział historię bezrobotnego, który – zdesperowany – próbuje zlikwidować swoją konkurencję, kandydatów do posady. Teraz reżyser zmienił perspektywę. W „Żądzy bankiera" sportretował mężczyznę ze szczytu społecznej drabiny.

– Wpadła mi w ręce książka „Totalny kapitalizm" – mówi „Rz" reżyser. – Jean Peyrelevade opisywał tam świat, który zawsze obserwowałem, ale nie potrafiłem do końca pojąć jego mechanizmów. Potem przeczytałem powieść Stéphane'a Osmonta „Le Capital". Znalazłem w niej może trochę przerysowany, ale przenikliwy portret wielkiej finansjery. Ekranizacja tej prozy była ciekawym wyzwaniem, zwłaszcza w czasach kryzysu.

Bohater „Żądzy bankiera" Marc Tourneuila zostaje powołany na stanowisko dyrektora dużego europejskiego banku inwestycyjnego Phenix. Roczna pensja: 1,8 miliona euro. Ale Tourneuil wykłóca się jeszcze o jej wysokość. Bo – jak mówi żonie – w tym świecie pieniądz decyduje o szacunku dla urzędnika. Rada Nadzorcza powierzyła mu tę funkcję mając nadzieję, że łatwo będzie nim manipulować, a potem się go pozbyć.

Ale Tourneuil, choć stosunkowo młody, okazuje się graczem. Przyjmuje reguły świata, w którym liczy się wyłącznie zysk. Tu nie ma litości ani dla zwykłych pracowników, ani nawet dla przyjaciół. Nie ma też lojalności w stosunku do nikogo, zwłaszcza w sytuacji, gdy zagraniczni, amerykańscy partnerzy chcą przejąć udziały w banku. Zresztą, konia z rzędem temu, kto nadąży za spekulacjami finansowymi, gdy Amerykanie namawiają Tourneuila, aby porzucił „francuską etykę" i kupił japoński bank, ale jedno jest pewne: pieniądz nie jest tu narzędziem, lecz celem samym w sobie.

Świat jest kasynem

W ostatniej dekadzie twórcy coraz częściej wchodzą z kamerą w świat wielkich pieniędzy. Amerykański sen wyśnił się, zbladła ideologia sukcesu. Widmo recesji dotknęło też Europę i Azję. Bohaterem filmów stawali się coraz częściej prawnicy i szefowie wielkich korporacji gospodarczych rządzących się własnymi prawami i podporządkowujących sobie politykę.

Tuszowane afery, wyzuci z osobowości ludzie wtłoczeni w tryby korporacyjnej machiny – takie obrazy coraz częściej zaczęły pojawiać się w filmach, nawet kręconych w hollywoodzkich studiach, w thrillerach takich jak „Syriana" i popularna seria superprodukcji o Bourne'ie, czy filmach w stylu „Michaela Claytona". Ale po kryzysie 2008 polityków i korporacyjnych bossów zastąpili w rolach czarnych charakterów bankierzy.

– Ameryka stała się gigantycznym kasynem, w którym rządzą banki – mówił Oliver Stone po premierze „Wall Street. Pieniądz nie śpi". – W czasie, gdy kręciliśmy „Wall Street" zyski z instytucji finansowych stanowiły w ogólnych przychodach korporacji 17 proc. Dziś jest to 47 proc. Karty w gospodarce rozdają finansiści, chroniąc wyłącznie własne interesy.

Głośny film Toma Tykwera „The International" – zainspirowany został dramatycznymi wydarzeniami, jakie ponad ćwierć wieku temu towarzyszyły upadkowi pakistańskiego banku w Karaczi. Ale Tykwer przeniósł tę historię w czasy współczesne, opowiadając o finasistach, który dla zysku wspierają terroryzm.

– Nie chciałem powiedzieć, że każdy bank to zło – tłumaczył reżyser. – Ale próbowałem przestrzec przed wynaturzeniami globalnej gospodarki. I uzmysłowić widzom, że istnieją dziś wielkie organizacje finansowe, które kontrolują wszystko. Mają wpływ na politykę, gospodarkę i życie każdego z nas.

Bezpośrednio do ostatniego kryzysu nawiązuje znakomita „Chciwość" J.C. Chandora. Jej akcja rozgrywa się w 2008 roku, w ciągu jednej doby, która poprzedziła ogłoszenie bankructwa przez wielki bank inwestycyjny.

– Opowiadam historię małej grupy osób, które były w samym centrum narastającego kryzysu i w ogóle nie czuły zbliżającej się katastrofy – mówi Chandor. – Maszyneria, w jakiej tkwili była tak potężna i złożona, że nikt nie dostrzegł jej destrukcyjnej siły, dopóki na wszystko nie było zbyt późno.

„Żądza bankiera" należy do tego samego nurtu kina.

– Krach finansowy odbił się na życiu zwyczajnych obywateli – twierdzi Costa-Gavras. – Po 2008 roku tysiące ludzi straciło domy i oszczędności życia, tysiące zostało oszukanych przez banki. A mało kto rozumie, co się w istocie stało, za jakie machlojki i spekulacje zapłaciliśmy wszyscy tak wysoką cenę.

To zresztą nie jest koniec „bankowej" serii. W Stanach wszedł niedawno na ekrany film „Assault on Wall Street" („Napad na Wall Street"). Urodzony w Westfalii reżyser Uwe Boll, który nieustannie zbiera za swoje filmy cięgi od krytyków, wskoczył na modną falę i opowiedział o strażniku z Wall Street, który w czasie krachu 2008 roku traci wszystko: oszczędności, pracę, ubezpieczenie i po śmierci żony postanawia zemścić się na finansowym molochu. Tak bankierzy wchodzą też do kina klasy B.

 

Wygrani czy przegrani?

Co łączy te filmy poza przeświadczeniem, że we współczesnym świecie karty rozdają bankierzy? Kompletna niewiara w jakiekolwiek morale bohaterów. Po ekranie chodzą ludzie, do których nie można mieć zaufania i którzy nie mają zaufania do nikogo.

Marc Tourneuil obiecuje pracownikom złote góry, by chwilę później podpisać ich zwolnienia. Kierownictwo banku z filmu Chandora w chwili, gdy już nie ma wątpliwości, że w ciągu kilku godzin nastąpi krach, bo „liczby się nie sumują", wymusza na klientach ostatnie interesy. By ratować własne zyski, świadomie topi swoich partnerów. To są gracze bez sumienia i wyobraźni, którzy idą po trupach do swojego celu. Ryzyko podnosi im poziom adrenaliny we krwi, ale nie są w stanie przewidzieć społecznych konsekwencji swoich działań.

Zresztą wcale o nich nie myślą. W słynnym dokumencie „Inside Job" Charles Ferguson wylicza, ile rekiny finansjery zarobiły w czasie, gdy ich firmy sprzeniewierzyły oszczędności setek tysięcy ludzi. Bo liczy się tylko pieniądz. W samolotach zawieszonych pomiędzy kontynentami, przed bezosobowymi rzędami cyfr na monitorach, wielcy finansiści tracą poczucie rzeczywistości. Niestety, czasem również przyzwoitości.

– Właśnie ich bezgraniczna pewność siebie wydaje mi się niebezpieczna – twierdzi Costa-Gavras. – Gra o wysokie stawki sprawia, że ludzie zapominają o sumieniu.

Ale artyści nie byliby sobą, gdyby nie zdzierali ze swoich bohaterów masek. Stone, Chandor, Gavras pokazują momenty otrzeźwienia. Wtedy nie zostaje nic prócz wypalenia i samotności. Czasem jeszcze dojmująca świadomość przegranej. Na końcu jest kartonowe pudło, godzina na wyprowadzenie się z gabinetu i potworny niesmak. „Gdybym kopał rowy, to przynajmniej zostałyby po mnie dziury w ziemi" – mówi jeden z dyrektorów banku z „Chciwości".

W ostatniej scenie „Wall Street 2..." Michael Douglas jako Gordon Gekko puka do drzwi domu córki. Ale czy nie jest za późno, żeby ratować zerwane więzi? Czy można wrócić do dawnych wartości? Nie ulega wątpliwości, że filmowcy demonizują bankierów. Ale też zwracają uwagę na zmiany, jakie zachodzą w systemie władzy i relacjach społecznych. I przypominają, że ci ludzie, którzy siedząc w wieżowcach ze szkła, pociągają za sznurki światowej gospodarki, też kiedyś będą musieli rozliczyć się sami ze sobą. I że XXI-wieczny kryzys moralności może okazać się głębszy niż zachwianie gospodarcze.

Po kryzysie 2008 roku na ekranach pojawiła się fala filmów, których akcja toczy się w środowisku wielkiej finansjery. A wraz z nią – nowy bohater. Bankier.

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało 98% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu