Zwany jest pieszczotliwie - „Kal". Ten, kto miał w rękach ten kalendarz – może czuć się wybrańcem – drukowanych jest bowiem zaledwie 20 tysięcy egzemplarzy, które dostają specjalnie wyselekcjonowani adresaci. Kilka jego egzemplarzy trafia nieraz na aukcje, także charytatywne. Kalendarz waży ponad 2 kilogramy, a jego wymiary to 61 na 40 cm. Firma jest gotowa hojnie opłacać projekt. Budżet realizacji zdjęć do kalendarza zamyka się z reguły w kwocie od 1,5 do 2 milionów dolarów. Ale w 1964 roku, kiedy kalendarz został wydany po raz pierwszy – nikt nie przypuszczał, że będzie takim hitem. Początkowo miał być tylko firmowym gadżetem.
- Miał wisieć w warsztatach samochodowych – wspomina Gioacchino del Balzo, konsultant i koordynator kalendarza Pirelli. – Ale sukces sprawił, że zmienił przeznaczenie. Jakość zdjęć była taka, że okazał się zbyt dobry jak na warsztaty.
Koncepcję poszczególnych kalendarzy powierzano znakomitym fotografom, którzy mogli realizować swoje wizje nie oglądając się na koszty. Były sesje w Chinach, proekologiczna w Afryce, na wynajętych wyspach i w zamkach. Wyczarowywano arki Noego i wynajmowano ludzi do zamiatania plaż....Początkowo modelki były tylko ładnymi anonimowymi dziewczynami i nie pokazywały się nago – nie dopuszczały tego ówczesne normy obyczajowe.
Przełom nastąpił dopiero w połowie lat 70. W 1972 roku po raz pierwszy kalendarz przygotowała kobieta, Sarah Moon, i pokazała już wtedy kobiety z nagimi piersiami. A potem już poszło... Dziś top modelki i aktorki zaproszenie do sesji kalendarza Pirelli traktują jak zaszczyt.