Supermodne są obecnie filmy biograficzne. I filmy o filmach. „Ratując pana Banksa" oba te nurty łączy. John Lee Hancock opowiada, jak pół wieku temu powstała filmowa „Mary Poppins" z Julie Andrews, Dickiem Van Dykiem i piosenkami braci Sherman. A właściwie, jak Walt Disney doprowadził do zakupu praw do ekranizacji tej książki od jej autorki Pameli Lyndon Travers.
Disney zabiegał o to przez 20 lat. Swoim małym córkom obiecał, że przeniesie na ekran ich ulubioną powieść. Ale brytyjska pisarka nie znosiła kina, nie cierpiała animacji i absolutnie nie chciała oddać ukochanej bohaterki w ręce Amerykanów. Dopiero gdy popadła w długi, w 1961 roku zdecydowała się na podróż do Los Angeles i podjęcie negocjacji. Widz śledzi jej wyprawę oraz zderzenie dwóch światów i dwóch osobowości: wiecznie niezadowolonej, oschłej, zgryźliwej i pełnej pogardy dla Ameryki Pameli L. Travers i prostolinijnego, kochającego życie, radosnego Walta Disneya. Dobrze, że Hollywood przypomniał czarodzieja, który miał 59 nominacji do Oscara, zdobył 22 statuetki, przede wszystkim jednak podarował światu Myszkę Miki i Kaczora Donalda.
Marzyciel z Kansas
The Walt Disney Company to dziś potęga. Wielka wytwórnia, która półtora roku temu zakupiła Lucasfilm i ogłosiła, że w 2015 roku pokaże siódmy epizod „Gwiezdnych wojen". Korporacja mediowa posiadająca stacje telewizyjne, m.in. ABC, i 14 parków rozrywki na całym świecie. Ale kto dziś jeszcze pamięta jej twórcę?
Walt Disney urodził się w pierwszym roku XX wieku, wczesne dzieciństwo spędził na farmie w pobliżu miasta Marceline w Missouri, potem rodzina przeniosła się do Kansas City. Tam Walt zaczął studiować sztuki piękne. W 1917 roku chciał zaciągnąć się do wojska, by w Europie walczyć w I wojnie światowej. Gdy go nie przyjęto jako nieletniego, sfałszował metrykę i dołączył, jako kierowca ciężarówki, do Czerwonego Krzyża.