Thierry Fremaux, dyrektor artystyczny festiwalu zawsze podkreślał, że Cannes kocha kino i chce pokazywać jego różnorodność.
Z tego melanżu na ekranie układa się opowieść o kondycji współczesnego świata. Tak stało się też w tym roku, gdy pierwsze filmy przyniosły obrazy, jakich nie da się obejrzeć w telewizyjnych wiadomościach.
Koszmar fundamentalizmu
A więc obraz pierwszy. Małe miasteczko Timbuktu w Mali. Po opustoszałych ulicach, na motocyklu, jeżdżą uzbrojeni mężczyźni. Przez megafon ogłaszają: nie wolno słuchać muzyki, śpiewać, grać w piłkę nożną, palić papierosów. Kobietom zabrania się chodzić bez skarpetek i rękawiczek.
W czasie konferencji prasowej reżyser Abderrahmane Sissako, twórca filmu „Timbuktu" popłakał się.
– 29 lipca 1912 roku w Aguelhok, na północy Mali, trzydziestokilkuletnia para, która wychowywała dwoje dzieci, została ukamienowana – mówił. – Powód: nie byli małżeństwem. Zakopano ich w piasku, tak, że wystawały tylko głowy. Kobieta zginęła od pierwszego uderzenia kamieniem. Mężczyzna długo krzyczał i płakał, zanim zaległa cisza.