Festiwal berliński to nie tylko kino polityczne o współczesnych dyktaturach, migracji i społecznych nierównościach. W tegorocznym konkursie głównym znalazło się kilka filmów o rodzinie. Dwa z nich były portretami jak z Almodóvara - „kobiet na skraju załamania nerwowego”. A nawet więcej – bohaterki filmów Amerykanki Mary Bronstein i Austriaczki Johanny Moder już tę granicę przeszły.
Życie nie do zniesienia
Lynda z „If I Had Legs I’d Kick You” jest psychoterapeutką. Z pacjentami rozmawia spokojnie, potrafi ich słuchać. Ale sama z życiem nie daje sobie rady. Jej mąż jest nieustannie w służbowych podróżach. Owszem, często do żony dzwoni. Ale na co dzień Lynda jest sama ze wszystkim: prowadzeniem domu, pękniętym dachem, przez który ulewa zalała mieszkanie, konfliktami w pracy, nachodzeniem jej przez niezrównoważonych pacjentów. Bohaterka filmu jest coraz bardziej bezradna: jak może uchronić przed najgorszym młodą matkę, która zostawia w gabinecie niemowlę, wychodzi „na chwilę” do toalety i znika? A przede wszystkim jak ma poradzić sobie z opieką nad własnym chorym dzieckiem? Jej córka, żeby żyć, musi być codziennie podłączana do kroplówki.
Czytaj więcej
Tegoroczne Berlinale pokazuje nastroje świata coraz bardziej niespokojnego i podzielonego. Opowiadają o tym nawet te konkursowe filmy, których akcja rozgrywa się w kosmosie.
Mary Bronstein, absolwentka Tisch School of Arts, przyjaciółka autorki „Barbie” Grety Gerwig, związana kiedyś z nowojorskim ruchem mumblecore, zrobiła fascynujący film o kobiecie, która już nie jest w stanie udźwignąć ciężaru codzienności. Reżyserka często pokazuje jej twarz pełną rozpaczy, szaleństwa, buntu. Twarz człowieka, który coraz bardziej pęka, nie radząc sobie z pędzącym w szalonym tempie, wymagającym życiem. Nigdy nie widzimy córki Lyndy. Słyszymy jej głos, czasem możemy dostrzec na ekranie rączkę, kosmyk włosów. Z jej chorobą Lynda też musi radzić sobie sama. Co dają słowa otuchy rzucane przez męża do telefonu? Więc jest coraz gorzej. I właściwie od początku wiadomo, że nie można liczyć na happy end.
„If I Had Legs I’d Kick You” jest filmem trudnym, ale mocnym, bardzo ciekawym formalnie, pędzącym w zawrotnym tempie. Dla widza to trudne, ale ogromnie ciekawe doświadczenie.