Co obejrzeć w weekend: Od Koncertu Chopinowskiego do Pawlaków i Karguli

W tym tygodniu skrajności: znakomity dokument Jakuba Piątka „Pianoforte” i robiący oko do szerokiej widowni Artur Żmijewski z prequelem „Sami swoi. Początek”. Odradzam „Club Zero”

Publikacja: 17.02.2024 18:49

„Sami swoi. Początek”.

„Sami swoi. Początek”.

Foto: Jarosław Sosiński

Pianoforte

Reż.: Jakub Piątek

Nie jestem ani znawczynią ani - muszę to przyznać - wielką fanką muzyki poważnej. Może nie nauczyłam się jej słuchać. O Konkursie Chopinowskim, którym fascynuje się tak wiele osób, tylko czytam w gazetowych relacjach. Ale film Jakuba Piątka zafascynował mnie.

„Pianoforte” nie jest opowieścią o muzyce, brzmieniach, wykonaniach chopinowskich koncertów, nokturnów, sonat, polonezów czy mazurków. To opowieść o ludziach, o pasji, o sukcesach, ale i porażkach. 

Jakub Piątek, który w fabule zadebiutował świetnym „Prime Time” potrafi zaglądać w dusze ludzi, pokazywać to, na co inni nie zwracają uwagi. Również w „Pianoforte” nie interesuje go relacja z konkursu. Swoją wrażliwą kamerą obserwuje kilkoro młodych ludzi, którzy walczą o laury, ale przecież też o zaistnienie w świecie muzyki i o spełnienie swoich marzeń. Za Michelle reżyser pojechał wcześniej do Włoch, za nastolatkiem Chao do Chin. W czasie konkursu też nie koncentruje się na zapisywaniu tego, co dzieje się na scenie. Więcej czasu spędza na zapleczu Filharmonii, podsłuchuje rozmowy uczestników, obserwuje ich relacje z nauczycielami – profesorami, którzy przygotowywali ich do występów i również włożyli w nich niemało własnych ambicji, zawiązujące się przyjaźnie. Dostrzega w „Pianoforte” to, czego nie widać w relacjach z koncertów. Ludzi z ich ambicjami, stosunkiem do sztuki, świata, życia, do siebie nawzajem. Pasjonujący dokument, który raz jeszcze potwierdza wielki talent i wrażliwość twórcy bardzo niedocenionego, „zjedzonego” przez czas pandemii „Prime Time”.

Club Zero

Reż.: Jessika Hausner

Wyk.: Mia Wasikowska, Sidse Babett Knudsen, Sam Hoare

Zwykle filmy polecam. Tym razem chcę przestrzec. Tytuł filmu znanej austriackiej reżyserki „Club Zero” oznacza stowarzyszenie tych, którzy w ogóle przestali jeść. Ale Hausner nie pokazuje choroby. Uwzniośla decyzje anorektyków, które prowadzą ich nie do umierania w cierpieniu, lecz do młodzieńczego buntu i odchodzenia ku wiecznemu szczęściu  wśród zieleni. Nie pomaga, a nawet dziwi udział w takiej produkcji świetnej, wrażliwej aktorki Mii Wasikowski. „Club Zero” film to pomyłka, bardzo szkodliwa społecznie.

Sami swoi. Początek

Reż.: Artur Żmijewski

Wyk.:  Adam Bobik, Karol Dziuba, Paulina Gałązka

Te trzy filmy Sylwestra Chęcińskiego były wielkim przebojem kinowym lat 60. i 70. Tak wielkim, że aż kiedyś sam reżyser, twórca bardzo różnych filmów, zaczął funkcjonować głównie jako twórca trylogii o Kargulach i Pawlakach. I kiedyś, zapytany w radiowym programie o marzenie zażartował: „Chciałbym przestać być reżyserem Samych swoich”. 

Kiedy w połowie lat 60. zaproponowano mu przeniesienie na ekran scenariusza Andrzeja Mularczyka o przesiedleńcach ze Wschodu, którzy wylądowali na ziemiach odzyskanych, przestraszył się i komedii i „wiejskiego tematu”. Przede wszystkim jednak sam inaczej widział powojenne migracje. Nosił w sobie koszmar podróży towarowym wagonem, rozpad rodziny, trudny okres dostosowywania się do nowego życia. Dla niego to była tragedia, a miał ludzi rozśmieszać. Tłumaczył mi kiedyś: „Wybrałem jedyny sposób, w jaki mogłem to zrobić: postawiłem na absolutny realizm, na wiarygodność sytuacji, postaci, dialogu. Tak chciałem tworzyć klimat i prawdę filmu”. 

Czytaj więcej

„Początek”, czyli sztuka podchodzenia do płota „Samych swoich”

Pilnował tej prawdy przez cały okres zdjęć. Wymagał jej od operatora, scenografa, aktorów. Poprawiał scenariusz, zaangażował konsultanta do spraw dialektu, dopisywał rozmowy, czasem śmiech przełamywał wzruszeniem. Był na planie wymagający, zdarzało się, że powtarzał ujęcie kilkanaście razy. I wygrał. Kłócący się o miedzę Kargule i Pawlaki podbiły publiczność.

Sukces „Samych swoich” sprawił, że powstały dwie kolejne części filmu. W „Nie ma mocnych” ciężko schorowany Pawlak postanawiał ożenić wnuczkę z młodym technikiem mechanizacji rolnictwa, by została na rodzinnej ziemi. W „Kochaj albo rzuć” obaj seniorzy rodu razem z wnuczką udawali się w podróż do Ameryki, gdzie w Chicago poznawali bratanicę Pawlaka – nie dość, że nieślubną, to jeszcze na dodatek Mulatkę. Tak Chęciński z Mularczykiem testowali nowy czas i tolerancję starych wieśniaków z dawną, zaburzańską mentalnością.  

Realizacja tej serii trwała ponad dziesięć lat. „Sami swoi” mieli premierę w 1967 roku, „Nie ma mocnych” - w 1974, „Kochaj albo rzuć” - trzy lata później. 

Czytaj więcej

Pawlak i Kargul na Ukrainie, czyli reaktywacja „Samych swoich”

Trylogia Chęcińskiego stała się serią kultową. Dzisiaj w Toruniu stoi pomnik Pawlaka i Kargula. W Lubomierzu, gdzie kręcone były zdjęcia i gdzie co rok odbywa się Festiwal Filmów Komediowych, zorganizowano muzeum bohaterów trylogii. 

A teraz, po latach, na ekrany wchodzi film nawiązujący do tego cyklu. Tym razem prequel zrealizowany przez Artura Żmijewskiego, który debiutuje tym filmem jako reżyser. Zanim Kargul i Pawlak trafili na Ziemie Odzyskane, byli też sąsiadami we wsi na Podolu. Scenariusz filmu, podobnie jak trzech poprzednich części, napisał Andrzej Mularczyk. Jest tu kilka świeżych wątków, które potem się zagubiły, m.in. historia małżeństwa Pawlaka nie z dziewczyną, którą kochał, lecz z wyswataną mu przez rodzinę córką bardzo zamożnego gospodarza. Przede wszystkim jednak jest kawał historii – od Holocaustu do relacji polsko-ukraińskich. A wszystko to widzimy oczami Pawlaka. 

W filmie wystąpiła cała plejada gwiazd zaczynając od grającej też u Chęcińskiego Anny Dymnej, ale największą niespodzianką in plus jest kreacja Adama Bobika, który zagrał młodego Pawlaka tak, że czuje się w nim już bohatera, jakiego stworzył na ekranie Wacław Kowalski. 

Film ma skrajne recenzje krytyków – od miażdżących aż po bardzo dobre. Może warto pójść do kina, a potem obejrzeć trylogię Chęcińskiego ze słynną kwestią: „Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie”.

Pianoforte

Reż.: Jakub Piątek

Pozostało 100% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Film
Rekomendacje filmowe: Kandydaci do Oscara z Polski i Norwegii oraz hit Watchoutu
Film
Europa walczy o Oscary. Z kim rywalizuje polski film?
Film
Gwiazda serialu "The Office" walczyła z rakiem
Film
Szalony taniec Jerzego Kuleja w życiu, w ringu i na parkiecie