Błąd popełniony przez bohatera na początku wywraca jego życie. Facet podróżuje potem po świecie, ma następne zlecenia, ale też kryje się przed tymi, którzy chcą za źle wykonane zadanie zabić jego. A Fincher drwi przy tym z przyzwyczajeń widza. Jego płatny morderca jest potwornie nudnym facetem. Chcąc wmieszać się w tłum prowadzi nużące, „powszednie” życie. Ubiera się jak niemiecki turysta, pije kawę ze Starbucksa, jada w McDonaldzie, mieszka gdzie się da. Nie korzysta nawet Airbnb, bo uważa, że właściciele mieszkań instalują kamery, żeby wynajmujących podpatrywać. Zresztą co by zobaczyli? Facet głównie śpi, ćwiczy, czasem słucha muzyki.
Po nieudanej akcji zabójca chce przedostać się do swojej kryjówki na Dominikanie, jednak po drodze sam zostaje ugodzony przez przeciwników, którzy zaatakowali jego dziewczynę. To powód do zemsty. Widz obserwuje kolejne zbrodnie. Czynności wykonywane metodycznie, bez emocji. Śledzenie człowieka, przygotowywanie gruntu pod zbrodnię, kopiowanie kart, zacieranie śladów, kolejne włamania przeprowadzane cicho i metodycznie, pozbywanie się ciał, czasem w wyjątkowo „nieciekawy” sposób. Zabójca uważa się za profesjonalistę, „jednego z niewielu”, ale przypomina faceta, który w korporacji wykonuje wciąż te same, nudne czynności. Całe jego działanie zmierza do tego, by być zwyczajnym, a życie pomiędzy pociągnięciami za spust karabinu to głównie monotonne zacieranie śladów jakiejkolwiek działalności i praca nad sobą – ćwiczenia, uprawianie jogi, sen. Ciekawsze jest tylko wybieranie muzycznego tła, które ma mu się sączyć do uszu. Co zabawne, zabójca stawia zwykle na muzykę zespołu The Smiths.
I tak toczy się życie tego nudnego „twardziela”. Niestety, pomysł Finchera i Walkera na film polega na tym, że bohater cały czas gada z offu. Filozofuje, opowiada o swojej koncepcji szczęścia, podejściu do życia, wartościach. O swoim zawodzie mówi: „To niesamowite, jak wyczerpujące fizycznie może być nicnierobienie”, „Jeśli nie możesz znieść nudy, ta praca nie jest dla ciebie”. A jednocześnie przyznaje „To bezczynność najczęściej doprowadza człowieka do ruiny”.
Wciąż zapewnia, że jest profesjonalny i wyjątkowy, jakby chciał sam siebie w tym przekonaniu utrzymać. Czasem też sobie przypomina, że ma być twardzielem: „Empatia to słabość. Słabość to wrażliwość.” Albo wypowiada proste instrukcje: „Trzymaj się planu, przewiduj, nie improwizuj”. Czasem z kolei wygłasza sentencje w stylu: „Od zarania dziejów nieliczni wykorzystywali wielu. To jest kamień węgielny cywilizacji”. W drodze do swojej bazy na Dominikanie krąży po Stanach „załatwiając sprawy”, przez jego głowę przechodzą więc również komentarze w stylu „Tysiąc restauracji, jedno menu” (to o Nowym Orleanie). Wszystko tu ociera się o banał, który przerywa tylko scena, w której zabójca nie zabija stającego na jego drodze psa.