Reklama

W głowie zabójcy. Nowy film Davida Finchera

David Fincher w „Zabójcy” eksperymentuje z językiem kina i cierpliwością widza. Film już na ekranach, a od 10 listopada w Netfiksie

Publikacja: 01.11.2023 11:45

W głowie zabójcy. Nowy film Davida Finchera

Foto: materiały prasowe

— Spodobał mi się pomysł zgłębienia psychiki kogoś, kto zarabia na życie zabijaniem. Uwielbiamy filmy o zemście, ale przecież w akcie zemsty jest wiele rzeczy, które powinny sprawić, że widzowie poczują się niekomfortowo. Chcieliśmy się temu przyjrzeć — mówi reżyser David Fincher o „Zabójcy”. 

Reklama
Reklama

Paryż. Noc. W opustoszałym biurze mężczyzna ewidentnie na coś czeka. Gimnastykuje się, uprawia jogę, obserwuje, co dzieje się w domu naprzeciwko. Długo, bardzo długo. Na przegubie ręki zegarek mierzy mu puls. Mimo pozornego spokoju tętno z nerwów podchodzi mu do 110.  Nie powinno być wyższe niż 60. W pewnym momencie mężczyzna naciska spust karabinu. I nie trafia. Może pierwszy raz w życiu? Zabija nie tego człowieka, na którego miał zlecenie. Ta pierwsza sekwencja, dość nużąca, trwa około 20 minut. 

Początkowym napisom filmu towarzyszą ujęcia narzędzi do zabijania – pistolety, noże, detonatory, pigułki, węże. Ale to obietnica bez pokrycia, żart. 

„Zabójca” oparty jest na francuskim komiksie Alexisa Nolenta „Le Tueur”. David Fincher i scenarzysta Andrew Kevin Walker zaproponowali coś w rodzaju antykryminału. Bohater filmu  jest płatnym mordercą. Profesjonalistą bez imienia i nazwiska. Podczas podróży przez świat przybiera różne pseudonimy - Unger, Madison, Jefferson, Cunningham, Malone. Ale nie oglądamy mocnego kina o facecie, który bez zmrużenia oka zabija kolejne 

Reklama
Reklama

Błąd popełniony przez bohatera na początku wywraca jego życie. Facet podróżuje potem po świecie, ma następne zlecenia, ale też kryje się przed tymi, którzy chcą za źle wykonane zadanie zabić jego. A Fincher drwi przy tym z przyzwyczajeń widza. Jego płatny morderca jest potwornie nudnym facetem. Chcąc wmieszać się w tłum prowadzi nużące, „powszednie” życie. Ubiera się jak niemiecki turysta, pije kawę ze Starbucksa, jada w McDonaldzie, mieszka gdzie się da. Nie korzysta nawet Airbnb, bo uważa, że właściciele mieszkań instalują kamery, żeby wynajmujących podpatrywać. Zresztą co by zobaczyli? Facet głównie śpi, ćwiczy, czasem słucha muzyki. 

Czytaj więcej

Rekomendacje filmowe: Weekend niekoniecznie z duchami. Barbara Hollender poleca „Falcon Lake”, „Miało cię nie być”, „Czas na pogodę”

Po nieudanej akcji zabójca chce przedostać się do swojej kryjówki na Dominikanie, jednak po drodze sam zostaje ugodzony przez przeciwników, którzy zaatakowali jego dziewczynę. To powód do zemsty. Widz obserwuje kolejne zbrodnie. Czynności wykonywane metodycznie, bez emocji. Śledzenie człowieka, przygotowywanie gruntu pod zbrodnię, kopiowanie kart, zacieranie śladów, kolejne włamania przeprowadzane cicho i metodycznie, pozbywanie się ciał, czasem w wyjątkowo „nieciekawy” sposób. Zabójca uważa się za profesjonalistę, „jednego z niewielu”, ale przypomina faceta, który w korporacji wykonuje wciąż te same, nudne czynności. Całe jego działanie zmierza do tego, by być zwyczajnym, a życie pomiędzy pociągnięciami za spust karabinu to głównie monotonne zacieranie śladów jakiejkolwiek działalności i praca nad sobą – ćwiczenia, uprawianie jogi, sen. Ciekawsze jest tylko wybieranie muzycznego tła, które ma mu się sączyć do uszu. Co zabawne, zabójca stawia zwykle na muzykę zespołu The Smiths. 

I tak toczy się życie tego nudnego „twardziela”. Niestety, pomysł Finchera i Walkera na film polega na tym, że bohater cały czas gada z offu. Filozofuje, opowiada o swojej koncepcji szczęścia, podejściu do życia, wartościach. O swoim zawodzie mówi: „To niesamowite, jak wyczerpujące fizycznie może być nicnierobienie”, „Jeśli nie możesz znieść nudy, ta praca nie jest dla ciebie”. A jednocześnie przyznaje „To bezczynność najczęściej doprowadza człowieka do ruiny”. 

Czytaj więcej

Przede wszystkim: Scorsese! Jego „Czas krwawego księżyca” trzeba obejrzeć

Wciąż zapewnia, że jest profesjonalny i wyjątkowy, jakby chciał sam siebie w tym przekonaniu utrzymać. Czasem też sobie przypomina, że ma być twardzielem: „Empatia to słabość. Słabość to wrażliwość.” Albo wypowiada proste instrukcje: „Trzymaj się planu, przewiduj, nie improwizuj”.  Czasem z kolei wygłasza sentencje w stylu: „Od zarania dziejów nieliczni wykorzystywali wielu. To jest kamień węgielny cywilizacji”. W drodze do swojej bazy na Dominikanie krąży po Stanach „załatwiając sprawy”, przez jego głowę przechodzą więc również komentarze w stylu „Tysiąc restauracji, jedno menu” (to o Nowym Orleanie). Wszystko tu ociera się o banał, który przerywa tylko scena, w której zabójca nie zabija stającego na jego drodze psa. 

Reklama
Reklama

W tytułowej roli występuje Michel Fassbender. Robi, co może, żeby stworzyć wiarygodny portret i nie zanudzić widza do końca. Rutynę tego obrazu przełamuje też na chwilę pojawiająca się w epizodzie Tilda Swinton. 

David Fincher sam przypisuje swojemu filmowi proste motto: „Nie wierz w to, co ludzie mówią, a nawet w to, co myślą. Ważne jest to, co robią”, a po tym, co zrobił widać wyraźnie, że miał ochotę poeksperymentować. I pewnie znajdą się widzowie, którzy ten eksperyment kupią. Ja przyznaję, że wolę Finchera – autora „Siedem”, „Podziemnego kręgu”, „Social Network” czy Manka”. 

Film
Jak zagra Trump w sprawie przejęcia Warner Bros. Discovery przez Netflix?
Materiał Promocyjny
MLP Group z jedną z największych transakcji najmu w Niemczech
Film
„Jedna bitwa po drugiej” z 9 nominacjami Złotych Globów. W grze Stone i Roberts
Film
„Brat" ze wspaniałą kreacją Agnieszki Grochowskiej
Film
Łukasz Palkowski: Seriale zacierają granice
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Film
Kto przebije „Heweliusza”, który jest najlepszym serialem roku
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama