Marek Żydowicz, dyrektor EnergaCAMERIMAGE: 30 lat duchowego SPA

Operatorzy łączą na ekranie wszystkich artystów – mówi Marek Żydowicz, dyrektor EnergaCAMERIMAGE.

Publikacja: 10.11.2022 03:00

Marek Żydowicz, dyrektor EnergaCAMERIMAGE: 30 lat duchowego SPA

Foto: PAP/Tytus Żmijewski

Cofnijmy się o 30 lat. Podobno ideę zorganizowania festiwalu podrzucił panu Volker Schloendorff. Pamięta pan jeszcze tę rozmowę?

Volker przyjechał do Torunia na moje zaproszenie w 1991 roku. Przy okazji wystawy malarskiej zorganizowałem przegląd „Droga ku nowej Europie”, w którym znalazł się jego „Homo Faber”. Był zachwycony entuzjazmem ludzi, delikatnie zasugerował, że zamiast poświęcać się pracy naukowej na uniwersytecie, powinienem stworzyć wydarzenie filmowe, jakiego na świecie nie ma. Spytałem: „Jakie?”. Odpowiedział: „Gdybym wiedział to bym sam je zrobił”.

12 listopada ruszy 30. festiwal EnergaCAMERIMAGE

Wielką toruńską imprezę filmową otworzy film Sama Mendesa „Imperium światła” opowieść o magii kina osadzona w nadmorskim miasteczku angielskim w latach 80. XX wieku, a zamknie autobiograficzny obraz „Fabelbans” Spielberga. W konkursie głównym o Złotą Żabę będą walczyli operatorzy m.in. „Bardo” Inarritu, „Białego szumu” Noaha Baumbacha, „Blondynki” Andrew Dominika, „Elvisa” Baza Luhrmanna, „Top Gun: Maverick” Kosinskiego. Polską kinematografię będzie reprezentować w konkursie nowy film Krzysztofa Zanussiego „Liczba doskonała” ze zdjęciami Piotra Niemyjskiego.

Do Torunia zajdą najlepsi operatorzy świata i wielu wybitnych reżyserów, m.in. Sam Mendes, Baz Luhrmann, Joseph Kosiński Jak zawsze odbędą się konkursy dokumentów, seriali, wideoklipów, debiutów, etiud, studenckich. Będą też wystawy, m.in. twórczości Ryszarda Horowitza.

Festiwal potrwa do 19 listopada.

A pan, historyk sztuki, wpadł na pomysł festiwalu poświęconego pracy autorów zdjęć.

Zorientowałem się, że na festiwalach filmowych nie nagradza się operatorów, bo zwykle traktuje się ich jak techników. A przecież to oni zbierają na ekranie działania wszystkich innych artystów, to ich praca sprawia, że coś nas w kinie porusza. Obrazem pokazują często więcej niż mogą wyrazić słowa. Pomyślałem, że warto zorganizować festiwal sztuki ruchomych obrazów z nagrodami dla autorów zdjęć. Choć chcieliśmy też honorować innych artystów, nie tworząc zawodowego getta. Skontaktowałem się ze Svenem Nykvistem i Vittorio Storaro, którzy w sztuce obrazu wyznaczali standardy. Obaj tego samego dnia przysłali mi faxem odpowiedź, że to świetny pomysł i potwierdzili przyjazd na pierwszy festiwal.

Nieznany nikomu facet z Torunia porwał się na stworzenie międzynarodowej imprezy?

No właśnie, w Komitecie Kinematografii dyrektor odpowiedzialny za finanse nie widział żadnych możliwości wsparcia festiwalu, bo – jak mówił – w Polsce nikomu jeszcze nie udało się stworzyć takiej imprezy, więc dlaczego miałoby się to udać człowiekowi spoza branży filmowej, na dodatek z miasta bez tradycji filmowej. Pokazywane przeze mnie faksy od Storaro czy Nykvista nazwał czystą kurtuazją. Zaczęliśmy sami szukać sponsorów i tak to się zaczęło.

Po 30 latach festiwal ma wspaniałą markę. Gdziekolwiek byliście – w Toruniu, Łodzi, Bydgoszczy – tam zawsze przyjeżdżały sławy kina – wielcy reżyserzy, aktorzy. No i kochają was operatorzy z całego świata, którzy są nie tylko profesjonalistami, ale też ludźmi wyjątkowo ujmującymi, skromnymi i otwartymi.

Gdy w pierwszej połowie lat 90. na 50-lecie Cannes Palmę Palm dostawał Ingmar Bergman, stałem w tłumie na Croisette oglądając artystów wchodzących do Pałacu Festiwalowego po czerwonym dywanie. A bokiem gdzieś, przy krawędzi schodów, piął się do Pałacu Sven Nykvist. Przeszedł obok dyrektorów, niezauważony przez nikogo. Poczułem taką zwykłą, ludzką złość. Celebruje się wielkiego artystę jakim był Bergman, ale pomija kogoś, kto w dużym stopniu do tej wielkości się przyczynił. Bardzo chciałbym to myślenie zmienić. Autorzy zdjęć nigdy nie będą celebrytami, zresztą nie chcą nimi być. Ale próbujemy przypomnieć, że ich rzemiosło, ich kreatywność, wiedza, doświadczenie są niezwykle istotne.

Dziś jesteście dla nich bardzo ważną imprezą.

Przez lata budowaliśmy swoją wiarygodność. I chyba udało się. Artyści cenią, że na nasz festiwal przyjeżdża w każdym roku około tysiąca studentów szkół filmowych z całego świata.

Czym tłumaczy pan ten sukces? Unikalną formułą?

Idea festiwalu oparta jest na takim statywie z trzema nogami. Pierwsza noga to oczywiście prezentacja znakomitych utworów filmowych i wybitnych twórców. Druga - konkursy debiutów i etiud studenckich około tysiąca studentów szkół filmowych z całego świata – otwartych, często bezkompromisowych, pełnych marzeń. Młodzi uczą się tu od wspaniałych profesjonalistów, a mistrzowie ładują sobie przy nich baterie. Trzecia noga to techniki i technologie filmowe. Utworzyliśmy forum dyskusyjne dla twórców technologii i zawodowców, którzy mają często różne pomysły, a technika uniemożliwia im ich realizację. I to zderzenie wydało nieprawdopodobne owoce. Wiele rozwiązań, które się tu rodzą po kilku latach trafia na festiwal już w formie nowych urządzeń. Te trzy elementy są też fundamentem powstającego Europejskiego Centrum Filmowego.

Przez lata zyskaliście w świecie kina wielu przyjaciół.

Bardzo ceniłem wsparcie i zaufanie, jakim na samym początku obdarzył nas Krzysztof Kieślowski. Dużo siły wlali we mnie Steven Spielberg i Janusz Kamiński, gdy po raz pierwszy spotkałem się z nimi na planie „Amistad”. Spielberg powiedział mi: „Marek, jeżeli będziecie pamiętali, że dzieło filmowe powstaje w dialogu między twórcami: reżyserami, autorami zdjęć i innymi, jeśli będziecie o tym rozmawiali na festiwalu to wasza impreza może kiedyś być ogromnie ważna. Możecie mieć wpływ na wrażliwość widzów”. Dziś rzeczywiście mamy dużą grupę wspaniałych przyjaciół, nie tylko wśród autorów zdjęć. Quentin Tarantino chce tu wracać z tygodniowym programem edukacyjnym „Kino Tarantino” i rozmawiać z młodymi ludźmi o filmach, które go zainspirowały. Tak samo jak Keanu Reeves. I wielu innych. Przede wszystkim David Lynch, z którym mamy bardzo bliską relację. David ostatnio nie przyjeżdżał ze względu na Covid i sytuację w naszym kraju. Ale mamy wspólne plany. I jak utworzymy ECF to wiele osób będzie zaskoczonych tym, co będziemy chcieli z Davidem zaproponować.

Europejskie Centrum Kultury to pana marzenie od lat. W Łodzi, Bydgoszczy nie udało się go stworzyć.

Tam mówiliśmy o centrum festiwalowym. W Polsce nie ma wielkiego kina premierowego. Wszystkie festiwale filmowe są organizowane w budynkach, które są specjalnie przygotowywane na czas imprezy. My musimy wydawać ogromne pieniądze, by salę estradową na Jordankach przystosować do wymogów producentów z wielkich studiów. Ja tego nie rozumiem, bo na całym świecie biznes filmowy jest traktowany jako dziedzina gospodarki. Liczę, że nasze toruńskie Europejskie Centrum Filmowe będzie bazą dla EnergaCAMERIMAGE, ale chcemy oczywiście by działało przez 365 dni. Powstaje tam studio, które będzie miało takie urządzenia jak w wytwórni George’a Lucasa. Centrum Edukacji, ponad 1000 metrów kwadratowych, gdzie będziemy szkolić m.in. techników filmowych, których brakuje. Będą przestrzenie marketowe, duża sala premierowa na 1700 miejsc. Poza czasem festiwalu Centrum może być wykorzystywane przez sympozja, małe targi, inne dziedziny sztuki i kultury, a nawet przez imprezy gospodarcze. Osobnym elementem Centrum będzie Dom Kina, gdzie znajdą się trzy sale kinowe, przestrzeń wystawiennicza, wideoteka.

Wierzy pan, że tym razem się uda?

Dostaliśmy pozwolenie na budowę pierwszego etapu. Pieniądze są, bo Ministerstwo Kultury zagwarantowało 400 mln zł na tę inwestycję, a miasto – 200 mln. Na szczęście projekt przygotowany trzy lata temu zakładał 50-procentowy wzrost cen. Czy teraz to wystarczy? Wstępne obliczenia wykazują, że się w tym budżecie zmieścimy.

Czytaj więcej

American Film Festival w kinie Nowe Horyzonty

Wróćmy do festiwalu. Ile osób go dziś przygotowuje?

15 pracowników Europejskiego Centrum Filmowego i 20 osób z Fundacji Tumult. A do tego dochodzi 300-400 wolontariuszy.

Pod koniec festiwalu zawsze zapraszacie ich na scenę.

To nasz obowiązek. Bez pomocy tych młodych ludzi, bez ich oddania i determinacji wiele elementów festiwalu nie mogłoby być zrealizowanych w tak ciepły, rodzinny sposób. Bo my uczymy ich szacunku dla mistrzów i gościnności. Chcemy pokazać, że jesteśmy narodem otwartym i kreatywnym, że można z nami realizować różne projekty kulturalne. Nie chcemy być akademiccy i nadęci.

Świętujemy 30-lecie Camerimage, więc nie mówimy dzisiaj o trudnościach, pieniądzach, przeszkodach. Ale jednak zyskał pan przez ten czas w niektórych kręgach samorządowych opinię osoby „trudnej”.

Bywam bezkompromisowy, bo uważam, że w świecie rozchwianych wartości trzeba być kategorycznym, gdy ktoś namawia nas do czegoś, co nie mieści się w naszym Dekalogu. Dzisiaj bardzo potrzebna jest kreatywna rozmowa. Kiedyś powiedziałem, że nasz festiwal jest jak duchowe SPA. Ludzie przyjeżdzają tu, by naładować swoje baterie. Chcemy się rozwijać i to jest dla nas najważniejsze.

Rozmawiała Barbara Hollender

Cofnijmy się o 30 lat. Podobno ideę zorganizowania festiwalu podrzucił panu Volker Schloendorff. Pamięta pan jeszcze tę rozmowę?

Volker przyjechał do Torunia na moje zaproszenie w 1991 roku. Przy okazji wystawy malarskiej zorganizowałem przegląd „Droga ku nowej Europie”, w którym znalazł się jego „Homo Faber”. Był zachwycony entuzjazmem ludzi, delikatnie zasugerował, że zamiast poświęcać się pracy naukowej na uniwersytecie, powinienem stworzyć wydarzenie filmowe, jakiego na świecie nie ma. Spytałem: „Jakie?”. Odpowiedział: „Gdybym wiedział to bym sam je zrobił”.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Film
„Biedne istoty” już na Disney+. Film z oscarową Emmą Stone błyskawicznie w internecie
Film
Dżentelmeni czyli mocny sojusz dżungli i zoo
Film
Konkurs Główny „Wytyczanie Drogi” Mastercard OFF CAMERA 2024 – znamy pierwsze filmy
Film
„Pamięć” Michela Franco. Ludzie, którzy chcą zapomnieć ból
Film
Na co do kina w weekend? Trzy filmy o skomplikowanych uczuciach