To był wspaniały festiwal. Twórcy, którzy dziś wyrastają na nowych mistrzów kina, nie zawiedli. Pokazali filmy bardzo różne, ale zawsze nieobojętne, ważne. A jurorzy obradujący pod przewodnictwem Julianne Moore wydali werdykt zaskakujący, ale ciekawy. Złotym Lwem nagrodzili jedyny pokazywany w konkursie dokument „All the Beauty and the Bloodshed”. Laura Poitras w nieszablonowy sposób sportretowała artystkę-fotografkę Nan Goldin, która na swoich zdjęciach opowiadała o środowiskach homoseksualnych, kryzysie HIV w latach 80., przede wszystkim jednak pokazywała ciało i jego seksualność, nigdy nie przekraczając granicy pornografii. Poitras pokazała też ją jako aktywistkę walczącą z rodziną Sacklerów odpowiadającą za śmieć tysięcy ludzi po zażyciu wprowadzanych przez nich na rynek opioidów.
Czytaj więcej
W głównym konkursie Jafar Panahi pokazał nowy film „No Bears”
Grand Jury Prize odebrała Alice Diop za film „Saint Omer”. Akcja jej filmu toczy się głównie na sali sądowej, gdzie trwa proces młodej dziewczyny, która uśmierciła swoją piętnastomiesięczną córkę. Diop otrzymała też statuetkę za najlepszy debiut.
Luka Guadagnino odebrał Srebrnego Lwa za najlepszą reżyserię za film o wyruszających w drogę „niekochanych”.
Nagroda specjalna jury przypadła Jafarowi Panahiemu za film „No Bears” - opowieść o reżyserze, który pozbawiony możliwości opuszczania kraju i przemieszczania się, robi film przez Internet, dzięki pomocy przyjaciół. Irański reżyser nie mógł sam odebrać statuetki, ponieważ znów nałożono na niego ostre sankcje. Publiczność nagrodziła go brawami na stojąco.