Fabrice Luchini: Nigdy nie gram bohaterów

Francuski aktor Fabrice Luchini mówi Barbarze Hollender o miłości do teatru, samotności i roli w filmie „Subtelność".

Aktualizacja: 06.07.2016 17:31 Publikacja: 05.07.2016 18:07

Fabrice Luchini: Nigdy nie gram bohaterów

Foto: Aurora Films

Rzeczpospolita: Nagroda aktorska w Wenecji za rolę w „Subtelności" Christiana Vincenta to wielka satysfakcja?

Fabrice Luchini: Oczywiście. Bo to znaczy, że się udało. A w kinie aktor zawsze ryzykuje. Nie buduje mozolnie postaci jak w teatrze. Lepi rolę fragmentami, nie po kolei. Ja przed kamerą, która zagląda mi w twarz, gram jak w transie, niewiele myśląc. Mam do dyspozycji własny instynkt, ale przede wszystkim słucham reżysera. Bo na planie jest tylko jeden boss. Płacą mi – i to dużo mi płacą – żebym go słuchał. Ale muszę mieć zaufanie do reżysera, żeby bezgranicznie mu się poddać. A nagrody, przede wszystkim zaś życzliwe reakcje publiczności, są dowodem, że obaj trafiliśmy.

To czym się pan kieruje, wybierając role?

W kinie chcę po prostu spotykać się z ludźmi. Ciekawymi, twórczymi. Czasem nawet nie czytam scenariusza. Kiedyś Jean-Luc Godard podczas wspólnego lunchu powiedział mi, że mam dwie twarze. Że gram fantastyczne role w teatrze, a w kinie zdarzają mi się występy w średnich filmach. Odpowiedziałem: „Masz rację, tak właśnie jest". „Dlaczego sobie na to pozwalasz?" – spytał. A to proste. W teatrze żywię się geniuszami, najwyższą kulturą. Mówię zdania napisane przez La Fontaine'a, Moliera, Racine'a , Prousta. Na planie filmowym gram, co mi dają.

„Dają" panu grać świetni reżyserzy.

Miałem szczęście. Jestem synem włoskich emigrantów, którzy sprzedawali owoce. Jako 13-latek terminowałem u fryzjera. W eleganckiej dzielnicy, w szykownym salonie – to tam zmieniono mi imię z Roberta na lepiej brzmiące Fabrice. Ale mnie ciągnęła literatura. Czytałem wszystko – od Balzaca do Prousta i Celine'a. Kochałem muzykę, łaziłem do dyskotek. Tam wypatrzył mnie Philippe Labrot i zaproponował mi rolę w swoim filmie „Tout peut arriver". Potem trafiłem do teatru. I jeszcze jako nastolatek zagrałem w filmie Rohmera. Dzisiaj mam za sobą kawał życia, o jakim nawet nie mogłem marzyć. Spotkałem na swojej drodze Leloucha, Nagisę Oshimę, Klapischa, Molinaro, Vincenta, Ozona, Dumonta.

Sędzia, w którego wciela się pan w „Subtelności", to człowiek bardzo zwyczajny. Chyba lubi pan takie postacie.

Nigdy nie gram bohaterów. Nigdy! Najchętniej gram ludzi przeciętnych, bo sam jestem przeciętny. Jestem egoistą. Nie mam w sobie jakiejś specjalnej szlachetności. Nie identyfikuję się ani z lewicą, ani z prawicą, tak sobie tkwię pośrodku. Kocham kobiety, nie lubię płacić za błędy innych, mam mnóstwo wad, popełniam masę błędów. Nigdy nie byłem bohaterem. Jestem bardzo zwyczajnym facetem. Dlatego dobrze się czuję w takich historiach jak „Subtelność".

Rozumie pan samotność sędziego?

Czy rozumiem? Oczywiście. Znam ją. Sam jestem samotny. Nie żyję otoczony przyjaciółmi, bo mam wysokie wymagania. Zdecydowanie za wysokie, więc zawodzę się na ludziach. Zresztą sam nie jestem facetem otwartym i towarzyskim. Nie ciągnę do tłumów, nie prowadzę światowego życia. Na co dzień moim towarzyszem jest pies.

We Francji „Subtelność" miała wejść na ekrany 13 listopada 2015 r. To był dzień ataków terrorystycznych w Paryżu.

Tragiczny dzień. Po tych atakach Paryż się zmienił. Na co dzień nie zdajemy sobie sprawy, co kryje się za doniesieniami, że gdzieś padły strzały, zginęli ludzie. Po ataku na „Charlie Hebdo" na ulice wyszły tłumy, żeby protestować przeciwko przemocy. Byliśmy kompletnie zrozpaczeni. Ale zrozumieliśmy też, że są kraje, gdzie ten gwałt jest codziennością. I jeszcze to, że dzisiaj nie ma na świecie miejsc bezpiecznych. A potem przyszły kolejne ataki, w listopadzie 2015 r. Rzeczywiście, nastąpiły w dniu, kiedy miała wejść na ekrany „Subtelność". Potworna data. Kina były zamknięte przez 48 godzin. A potem stała się rzecz niebywała. Ludzie chcieli pokazać, że nie można ich zastraszyć. Nasz skromny film po kilku dniach wszedł na ekrany i zebrał znakomitą widownię. Dla aktora to ważne, że jego praca jest dostrzegana, że może komuś coś dać: przyjemność, refleksję, czasem przebudzenie.

Gdyby nie był pan aktorem, co by pan robił?

Nie mam pojęcia. Zwykle wybierasz ten zawód, bo nie umiesz i nie możesz robić niczego innego. Ale też on daje ci możliwość przeżywania różnych żyć, zmieniania skóry. Na jakiś czas zapominasz o własnym charakterze i grasz. Żeby sprawić, by widz się śmiał, płakał, wzruszał. Dla mnie jednym z największych aktorów był Louis Jouvet. To był wielki artysta, który nadał naszemu zawodowi nową rangę. To dla mnie wzór. Nawet nie próbuję się z nim porównywać. Ale robię, co robię. Nie myślę o niczym innym.

Znam wielu aktorów, którzy mówią, że gra to ich sposób na życie, że bez niej nie mogliby być szczęśliwi.

Bzdura! Dziwi mnie ta niczym nieuzasadniona wiara, że nie można żyć bez sztuki. Sztuka często niesie ból i samotność. Recytowanie Rimbauda nie może z nikogo uczynić człowieka radosnego. Tak jak granie w adaptacjach Prousta. Jak ktoś chce być szczęśliwy, niech ogląda mecze piłki nożnej. Zwłaszcza jak jego drużyna wygrywa.

Sylwetka

Fabrice Luchini, aktor teatralny i filmowy

Francuz o włoskich korzeniach. Urodził się 1 listopada 1951 roku w Paryżu. Grał w filmach Rohmera, Leloucha, Oshimy, Le Guaya, Vincenta, Ozona, Anne Fontaine. Dziesięciokrotnie nominowany do Cezara, dostał tę statuetkę za rolę w „Tout ça... pour ça" Leloucha. Jego córka Emma Luchini jest reżyserką. Wystąpił w jej filmie „Obiecujący początek". We wchodzącym w piątek na nasze ekrany filmie „Subtelność" w reżyserii Christiana Vincenta wcielił się w postać sędziego Michela Racine'a. Za tę rolę dostał nagrodę aktorską na festiwalu w Wenecji.

Stracona szansa na dobry film sądowy i znakomita rola sędziego

Bohater „Subtelności" Michel Racini jest starym sędzią, na pierwszy rzut oka „maszyną do orzekania". Wydaje się wyprany z uczuć, słynie z surowości: wyrok w jego procesach to minimum dziesięć lat. Racini właśnie rozstał się z żoną, jego samotne życie to czysta rutyna. Otwiera proces mężczyzny oskarżonego o zabicie siedmiomiesięcznego dziecka konkubiny. Sprawa nie jest do końca oczywista, rolę kobiety w tym morderstwie otacza tajemnica. Wśród ławników zasiada lekarka, która zajmowała się sędzią, gdy trafił do szpitala. Jego dawna miłość. Reżyser Christian Vincent nie potrafi się zdecydować, czy kręci film sądowy czy love story. Pokazuje działanie sądu z detalami, ale nie zagłębia się w niuanse sprawy. A wkraczając w prywatność sędziego, wprowadza zbyt wiele postaci pobocznych. Materiał na interesujący film o sprawiedliwości i niuansach uczuć rozmywa się. Trzyma „Subtelność" znakomity Fabrice Luchini. —bh

Film
Największe katastrofy finansowe Hollywood ostatnich miesięcy. Na liście gwiazdy
Film
Nieznane wywiady papieża Franciszka
Film
Bono gwiazdą Cannes. Na festiwalu odbędzie się premiera dokumentu o muzyku U2
Film
Film o kocie, który ucieka po gigantycznej powodzi, podbił świat
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Film
Już dzisiaj poznamy laureatów SCRIPT PRO! | 6 dzień 18.Mastercard OFF CAMERA
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne