– Kocham psy i filmy japońskie, przede wszystkim Akiry Kurosawy. Tę miłość dzielę z moimi przyjaciółmi – Romanem Coppolą, Kunichi Namurą i Jasonem Schwartzmanem. Postanowiliśmy razem napisać scenariusz, w którym te nasze urzeczenia połączymy – mówi jeden z najbardziej oryginalnych i „zakręconych” twórców dzisiejszego kina Wes Anderson.
Tak narodziła się idea zrobienia „Wyspy psów”. Artysta o niezwykłej wyobraźni, sześciokrotnie nominowany do Oscara za „Genialny klan”, „Kochanków z Księżyca” i „Grand Budapest Hotel”, wrócił do animacji, którą już kilka lat wcześniej przećwiczył w „Fantastycznym Panu Lisie”. Powstał film pełen uroku, ale i mądrości. W animowanych obrazach przypominających opowiastkę dla dzieci, kryje się analiza współczesnego świata.
Na ratunek czworonogom
A więc Japonia niedalekiej przyszłości. I groźna „psia grypa”, która sprawiła, że mer miasta Megasaki kazał wszystkie miejscowe psiaki odizolować na specjalnej wyspie, służącej dotąd za wysypisko śmieci. A że znany profesor wynalazł szczepionkę całkowicie likwidującą chorobę? Tę informację trzeba zataić, a medyka natychmiast się pozbyć. I tylko 12-letni Atari, przyszywany syn mera, próbuje odszukać swojego czworonożnego przyjaciela Spotsa. Pomaga mu w tym pięć psów o imionach wiele mówiących: Rex, Król, Szef, Książę i Wódz.