Ciekawe, że twórcy wracają do czasów PRL

Rocznicowy pokaz „Zezowatego szczęścia” Munka otworzy dziś Festiwal Polskich Filmów Fabularnych. Film o konformizmie jest przeraźliwie aktualny.

Publikacja: 19.09.2021 21:00

Bogumił Kobiela w „Zezowatym szczęściu” Andrzeja Munka

Bogumił Kobiela w „Zezowatym szczęściu” Andrzeja Munka

Foto: materiały prasowe

Po ubiegłorocznej online'owej edycji w tym roku filmowcy znów spotykają się w Gdyni. Producenci zgłosili przeszło 100 tytułów: ponad 40 fabuł, 88 filmów krótkich i pięć obrazów mikrobudżetowych. O Złote Lwy będzie walczyć 16 tytułów.

– Staram się budować szeroką reprezentację polskiego kina – mówi Tomasz Kolankiewicz, dyrektor artystyczny festiwalu.

Bez Smarzowskiego

W konkursie głównym znalazły się filmy artystyczne, jak choćby „Wszystkie nasze strachy" Łukasza Rondudy i Łukasza Gutta o wiejskim rzeźbiarzu – głęboko wierzącym katoliku, a jednocześnie geju upominającym się prawa osób nieheteronormatywnych, „Przejście" Doroty Lamparskiej – opowieść o samobójczyni, której duch nie może wciąż przejść na drugą stronę i, niewidoczny dla żyjących, odwiedza bliskich, czy wreszcie ekranizacja książki Doroty Masłowskiej „Inni ludzie" Aleksandry Terpińskiej, z Jackiem Belerem, Sonią Bohosiewicz i Magdaleną Koleśnik. Widzowie obejrzą też mocne dramaty społeczne, jak „Żeby nie było śladów" Jana Matuszyńskiego o zabójstwie Grzegorza Przemyka, zakatowanego przez milicjantów w 1983 r., i odwołujący się do konwencji kryminału „Hiacynt" Piotra Domalewskiego o milicjancie prowadzącym śledztwo wpisujące się w skierowaną przeciwko homoseksualistom akcję Hiacynt w latach 80. W obu tych filmach główne role gra – równie rewelacyjnie – Tomasz Ziętek.

Wątek kryminalny jest też osią „Lokatorki" Michała Otłowskiego, historii niewyjaśnionej zbrodni towarzyszącej przejęciu kamienicy na warszawskim Mokotowie. Są wreszcie w konkursie filmy spod znaku rozrywki, jak „Najmro. Kocha, kradnie, szanuje" Mateusza Rakowicza z Dawidem Ogrodnikiem, grającym złodziejaszka inspirowanego postacią Zbigniewa Najmrodzkiego, czy komedia „Zupa nic" Kingi Dębskiej.

Twórcy często wracają do czasów PRL-u

– Ale tu również panuje różnorodność – twierdzi Kolankiewicz. – Można o przeszłości opowiadać w formie musicalowej, jak robi to Katarzyna Klimkiewicz w „Bo we mnie jest seks" o Kalinie Jędrusik, w sposób popkulturowy, jak Matusz Rakowicz, czy poważnie, jak Jan Matuszyński i Piotr Domalewski. Można też śmiać się z tamtego czasu jak Kinga Dębska.

Nie znalazły się, niestety, w konkursie bardzo oczekiwane filmy – „Wesele" Wojciecha Smarzowskiego i „Głupcy" Tomasza Wasilewskiego.

– Oba zostały przez producentów zgłoszone, a następnie wycofane. Nastąpiło to przed spotkaniem selekcyjnym, mogą więc startować w przyszłym roku, na co bardzo liczę – mówi Kolankiewicz.

W ogóle nie został zgłoszony do gdyńskiego konkursu film Agnieszki Woszczyńskiej „Cicha ziemia", który miał właśnie światową premierę na festiwalu w Toronto.

Już dziś można powiedzieć, że trwa znakomity trend: szeroką falą wchodzą do kina młodzi, interesujący artyści. W tym roku o Złote Lwy będą rywalizować trzy filmy drugie i aż sześć debiutów. Ciekawie zapowiadają się konkurs filmów mikrobudżetowych, w którym są prezentowane kolejne debiuty, a także rywalizacja filmów krótkich – pierwsze prace tych, którzy „ćwiczą rękę", przygotowując się do realizacji długich metraży.

A na początek organizatorzy przekornie proponują „Zezowate szczęście" Andrzeja Munka.

– Mamy w Gdyni erupcję młodości – mówi Tomasz Kolankiewicz. – Chcemy więc przypomnieć znakomitą tradycję polskiego kina, budować płaszczyznę do międzypokoleniowej rozmowy, tworzyć modę na klasykę.

Munk, najważniejszy obok Andrzeja Wajdy twórca Polskiej Szkoły Filmowej, dziś jest niemal zapomniany. W tym roku mija setna rocznica jego urodzin i sześćdziesiąta śmierci – zginął w wypadku samochodowym, jadąc na zdjęcia do „Pasażerki". Ale kręcone w połowie XX wieku filmy tego intelektualisty polskiego kina nie zestarzały się, są przeraźliwie współczesne.

Ofiara toksycznego ojca

Bohater pochodzącego z 1960 r. filmu, z kreacją Bogumiła Kobieli, mówi, że zawsze, jeszcze jako dziecko, miał pecha, czyli tytułowe „Zezowate szczęście". Również dlatego stał się konformistą. Jednak gdy zmieniał poglądy – a starał się kolejno dopasować do aury sanacji, nacjonalistycznej wizji Polski mocarstwowej, etosu wojennego oraz komunizmu – historia wciąż z niego drwiła. Munk traktował „Zezowate szczęście" jak wielkie ostrzeżenie. Mówił: „Żyjemy w burzliwych czasach i każdy z nas postępował kiedyś w sposób oportunistyczny. Może się tego dzisiaj wstydzi, może po obejrzeniu filmu czuje się dotknięty, a może będzie chciał uporządkować pewne sprawy".

Do „Zezowatego szczęścia" po latach odwoływali się Andrzej Kotkowski w „Obywatelu Piszczyku" czy Jerzy Stuhr w „Obywatelu", próbując dopisywać mu dalsze losy lub budować swojego bohatera na jego wzór. Niestety, dziś temat jest wciąż aktualny.

W sekcji „Czysta klasyka" znalazł się obszerny przegląd dzieł Andrzeja Munka, filmy Krzysztofa Kieślowskiego, Andrzeja Żuławskiego, Barbary Sass-Zdort.

Ciekawe obrazy, m.in. „Kobietę w nocy" Rafała Kapelińskiego i zmontowany przez Agnieszkę Glińską film „Lamb" Valdimara Johanssona, będzie można obejrzeć w sekcji Polonica.

– Chciałbym zwrócić uwagę na konkurs filmów krótkometrażowych – mówi dyrektor Kolankiewicz. – Jeśli mamy tak mocne „shorty", to polskie kino będzie nadal interesujące. Polecam „Ucieczkę na srebrny glob" Kuby Mikurdy, o przerwaniu produkcji filmu Żuławskiego dwa tygodnie przed końcem zdjęć. Pokazujemy też kostiumy do filmu.

Odbędą się dyskusje, m.in. na temat etyki w branży filmowej i zmian po pandemii, Forum Stowarzyszenia Filmowców Polskich i spotkanie z dyrektorem PISF Radosławem Śmigulskim.

Stacjonarnie i on-line

Organizatorzy mają w tym roku do dyspozycji dużą liczbę sal kinowych – w Teatrze Muzycznym, w Centrum Filmowym, w multipleksie Helios. Festiwal odbędzie się w reżimie sanitarnym, choć nie są na nim – jak na większości festiwali zagranicznych – wymagane zaświadczenia o szczepieniu lub testy wykonywane co 48 godzin. W kinach obowiązuje 75-procentowe zapełnienie sal, jednak do tego limitu nie wlicza się osób zaszczepionych. W obiektach festiwalowych trzeba nosić maseczki.

Biuro festiwalowe wydało już w tym roku ok. 2400 akredytacji stacjonarnych. Wszystkie tytuły z konkursów mikrobudżetów i filmów krótkich będzie można też obejrzeć on-line. Tu jednak obowiązują osobne karnety w cenie 50 zł (10 filmów) i 100 zł (30 filmów). Można też kupować pojedyncze bilety po 8 zł.

Festiwal potrwa do 25 września.

Po ubiegłorocznej online'owej edycji w tym roku filmowcy znów spotykają się w Gdyni. Producenci zgłosili przeszło 100 tytułów: ponad 40 fabuł, 88 filmów krótkich i pięć obrazów mikrobudżetowych. O Złote Lwy będzie walczyć 16 tytułów.

– Staram się budować szeroką reprezentację polskiego kina – mówi Tomasz Kolankiewicz, dyrektor artystyczny festiwalu.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Film
„Miłość bez ostrzeżenia”. Joanna Kulig w skomplikowanej sieci amerykańskich uczuć
Film
„Diuna: Część druga” bije rekordy frekwencyjne
Film
Nie żyje Maria Chwalibóg
Film
„Bękart”, „Miłość bez ostrzeżenia”, „Cztery córki”. W ten weekend każdy w kinie coś dla siebie znajdzie. Rekomendacje filmowe
Film
Oscar 2024 za najlepszy film. „Oppenheimer” Nolana: radioaktywny podmuch geniuszu