Etienne Kallos: Niezabliźnione rany Afryki

Etienne Kallos, autor „Żniw”, które otworzyły Transatlantyk w Łodzi, mówi Barbarze Hollender o południowej Afryce.

Aktualizacja: 15.07.2018 17:48 Publikacja: 15.07.2018 17:35

Etienne Kallos: Niezabliźnione rany Afryki

Foto: Transatlantyk/materiały Prasowe

"Rzeczpospolita": Dlaczego tak rzadko oglądamy filmy nakręcone w Afryce Południowej?

Etienne Kallos: Bo nasze kino wciąż jest bardzo wątłe. Mamy świetnie wyszkolone ekipy – najwyższej klasy techników filmowych, którzy pracują z zagranicznymi reżyserami szukającymi w Afryce Południowej plenerów. Ale brakuje nam twórców, nawet niezależnych, którzy opowiadaliby własne historie.

Czytaj także: Karlowe Wary: Zatuszowana rzeź, dzieci bez uczuć

Transatlantyk

To zaskakujące. Jeśli patrzy się na Afrykę z europejskiej perspektywy, wydaje się, że tematy leżą na ulicy.

Problem w tym, że Europejczykom nasz kraj kojarzy się niemal wyłącznie z apartheidem. Tymczasem nowe pokolenie Afrykanerów żyje już w innej rzeczywistości i szuka w niej dla siebie miejsca. Ja chciałem zrobić film o dzisiejszej Afryce Południowej. Ale ona ma bardzo wiele różnych twarzy. Starałem się uchwycić jedną z nich. Opowiedzieć o rejonie zwanym Wolnym Państwem, zamieszkanym głównie przez mniejszości etniczne białych Afrykanerów, pokazać doświadczenie życia w postkolonialnym, wciąż patriarchalnym świecie, opierającym się wszelkim zmianom. I o próbie bycia sobą w konserwatywnym, nieznoszącym inności środowisku.

Sylwetka

„Żniwa” są opowieścią o szukaniu tożsamości.

W RPA jest wiele różnych tradycji, 11 języków, mnóstwo dawnych konfliktów i niezabliźnionych ran. O tożsamości decydują więc tu zarówno względy osobiste, jak i polityczne. To zresztą temat bardzo mi bliski. Jestem w mojej rodzinie pierwszym pokoleniem urodzonym w Afryce Południowej. Rodzice mają greckie korzenie, więc choć RPA uważam za swoją ojczyznę, czuję się rozpięty między kulturą afrykańską i europejską. Niektórzy twierdzą, że nie można być Europejczykiem w Afryce. Ja i ludzie mnie podobni zaprzeczają tym teoriom. Ale to doświadczenie nie jest proste. A je jeszcze do tego studiowałem w Stanach i do dzisiaj spędzam tam sporo czasu. Niewątpliwie jest we mnie rodzaj pęknięcia.

Co dla pana ten europejsko-amerykańsko-afrykański miks oznacza?

Nie umiem na to pytanie odpowiedzieć. Bo to nie jest filozofia czy społeczna teoria. To po prostu doświadczenie mojego życia. I nie tylko mojego. Dlatego zrobiłem film o szukaniu własnej tożsamości. Chciałem w nim zawrzeć to, czego nie wyrażą słowa. Dwaj młodzi bohaterowie – syn farmerskiej rodziny i zaadoptowany sierota – są dla mnie jak dwie strony tej samej monety. Również mojej własnej osobowości. Przygarnięty z ulicy Pieter to jej strona ciemna – twardy człowiek, który próbuje za wszelką cenę przetrwać. Janno ma w sobie niepewność i miękkość, chce być kochany i akceptowany, zupełnie nie pasuje do kultury opartej na kulcie siły i męskości. Z tym wszystkim łączą się jeszcze pytania o seksualność i atrybuty „męskości”. I ta walka patriarchalnej kultury, która tu zawsze panowała, ze zmianami, jakie następują w postkolonialnej Afryce, wydaje mi się fascynująca.

Opowiedział pan również w „Żniwach” o relacjach ludzi najbliższych, o rodzinie, o macierzyństwie, o tym, co oznacza bycie czyimś synem.

Próbowałem przyjrzeć się doświadczeniu nowej Afryki, zrozumieć, czym jest przynależność do grupy. A rodzina jest przecież pierwszym miejscem, w którym człowiek czuje się u siebie. Stąd pomysł, by pokazać świat oczami chłopaka z białej, odizolowanej rodziny mieszkającej na odizolowanej farmie, w odizolowanej społeczności. Śledzimy losy zaledwie kilku osób. To opowieść o ludziach, którzy – nie będąc częścią żadnej społeczności – są skazani na samotność.

Ta samotność jest dzisiaj jedną z największych bolączek świata.

Tak, bo daje się przełożyć na to, co dzieje się z uchodźcami, emigrantami, ludźmi wykluczonymi, wyrzuconymi poza margines społeczeństwa.

Jak to się stało, że „Żniwa” powstały w koprodukcji południowoafrykańsko-francusko-greckiej i polskiej?

Zacząłem rozwijać ten projekt w 2011 roku, w czasie canneńskich warsztatów Cinéfondation Residence, potem pracowałem nad nim w Berlinie na Talent Campus. Te międzynarodowe inicjatywy, podczas których można spotkać wybitne indywidualności świata kina, są nie do przecenienia. Właśnie dzięki nim nawiązałem kontakty w Europie. „Żniwami” zainteresowała się producentka francuska Sophie Erbst, która ma rozległe kontakty z kolegami z Europy. Wysłała scenariusz m.in. do Mariusza Włodarskiego z Lava Films. Tekst mu się spodobał, złożył wniosek do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej i dostał dotację, która pozwoliła nam zaangażować polskiego operatora Michała Englerta. Byłem z tego powodu bardzo szczęśliwy, bo wasi operatorzy mają znakomitą markę na świecie. Z Michałem pracowało się fantastycznie. Ja, jako człowiek teatru, wolę ujęcia statyczne, on preferuje dynamiczne. I nasz dialog stworzył obraz filmu. Fotografując południowoafrykańskie krajobrazy, Michał wniósł swoje świeże spojrzenie, ale jednocześnie potrafił tę naturę uszanować, pokazać ją w sposób prawdziwy.

Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu