Kiedy śmierć przychodzi na plan

"Stary człowiek i pies". Przerwane niespodziewanie dzieło reżysera Witolda Leszczyńskiego kończą przyjaciele

Aktualizacja: 07.12.2007 07:29 Publikacja: 06.12.2007 21:58

Kiedy śmierć przychodzi na plan

Foto: Materiały Promocyjne

Red

Pierwszy klaps był 16 sierpnia, w 74. urodziny reżysera. W trzecim dniu zdjęciowym Leszczyński upadł. Zmarł w szpitalu 1 września.

– Autor pracował nad tym filmem przez lata, scenariusz miał osiem wersji. Pieniądze na realizację zgromadziliśmy z trudem dzięki wsparciu Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej oraz Urzędu Wojewódzkiego w Łodzi. Przyszło nieszczęście. Przekonani, że po rehabilitacji reżyser wróci, zajmie się montażem, poprosiliśmy Andrzeja Kostenkę, przyjaciela Leszczyńskiego, aby zdjęcia kontynuował. Kiedy Leszczyński zmarł, nie chcieliśmy zaniechać realizacji, zapalić świeczki na jego grobie i rozejść się – mówi Tadeusz Drewno, kierownik produkcji. – Reżyserię też powierzyliśmy Kostence, [Soft Return]autorowi zdjęć "Żywotu Mateusza".

Filmowcy poznali się ponad pół wieku temu w łódzkiej szkole filmowej, zaprzyjaźnili. Razem kręcili studenckie etiudy, dokumenty i zadebiutowali znakomicie w fabule "Żywotu...".

– Dla mnie, młodego studenta, przyjaźń z Witkiem, wówczas już absolwentem politechniki, inżynierem elektroakustykiem, była okazją do wejścia w krąg ukształtowanych osobowości – wspomina Kostenko. – Kiedy kręciliśmy sceny do "Człowieka z medalem" w jednym z kościołów, zamartwiał się, że obejrzał ponad setkę polskich świątyń, ale nie zdokumentował wszystkich, a przecież powinien wybrać najpiękniejszą. Aby nakręcić ciekawie lot ptaka w "Żywocie Mateusza", zainstalowaliśmy na drzewie pomost i tydzień wyczekiwałem między konarami z kamerą, aby przyzwyczaić czaplę do obecności człowieka i dopiero ją filmować. Janusz Morgenstern, szef zespołu Perspektywa, zadzwonił do mnie po wypadku i mówi, że ekipa się rozsypie, film padnie, jeśli szybko nie zajmę się reżyserią. Uznałem, że muszę dokończyć zdjęcia. Montaż może poczekać – myślałem. Po rekonwalescencji Witek usiądzie w montażowni, ten etap realizacji lubił szczególnie. Partyturę miałem, czyli scenariusz, obsadę i ekipę. Czas naglił.

Fabuła dramatu psychologicznego opowiada o starzejącym się filmowcu samotniku. Tytułowy bohater, 60-letni Robert, rozwodnik (krakowski aktor Jerzy Grałek) na skutek kłopotów osobistych i alkoholowego uzależnienia pozrywał kontakty w środowisku. Jego prawdziwym przyjacielem jest pies, któremu przed laty uratował życie po kolizji z autem: wyleczył, zabrał do domu. Niespodziany telefon od byłej żony ze szpitala, bezskutecznie oczekującej na przeszczep nerki, wyrywa Roberta z samotniczego uśpienia, skłania do oddania swojej.

– Po przeczytaniu przed laty pierwszej wersji scenariusza miałem trochę wątpliwości, czy jest to materiał na dobry film – wspomina Kostenko. – Witek sam nie pisał scenariuszy, zawsze inspiracją była dla niego literatura. Pomieszanie fikcji i wątków autobiograficznych w "Starym człowieku i psie" wydało mi się zabiegiem ryzykownym, obawiałem się, czy widz nie potraktuje ekranowych realiów jak odwzorowania życiorysu reżysera. Kolejne wersje przekonywały mnie jednak, że własne doświadczenia z zakładów odwykowych i obserwacje cudzych biografii wykorzystał twórczo, niekiedy z poczuciem humoru. A znękany alkoholizmem bohater umie zachować dystans wobec złożonego świata. Ukończyliśmy zdjęcia, zmontowałem obraz.

"Stary człowiek i pies" ma tempo narracji podporządkowane ogólnej refleksji nad uciekającym życiem, przemijaniem. Ma epizody mroczne i radosne...

– Odnalazłem w tekście ciekawe chwyty dramaturgiczne, zderzenia scen drastycznych i zabawnych doprawionych czasem odrobiną poezji, która uskrzydla ekranową rzeczywistość. Taki przykład: po nocnym pijaństwie główny bohater budzi się w toalecie i nie panuje nad fizjologią... Niemal równocześnie opowiada o sukcesie w Cannes, spacerze po festiwalowym czerwonym dywanie... I ucieczce przed sforą dziennikarzy wpław – do Afryki! Fantazja, miraż. Starałem się ukazać też kult Leszczyńskiego dla przyrody – akcentuje Kostenko.

– Teraz czeka nas żmudna praca nad udźwiękowieniem filmu: nagrywanie ścieżki dialogowej, muzyki wybranej przez Leszczyńskiego i skomponowanej przez Jerzego Satanowskiego. A także szukanie dystrybutora – informuje Tadeusz Drewno.

Premiera planowana jest w przyszłym roku.

Pierwszy klaps był 16 sierpnia, w 74. urodziny reżysera. W trzecim dniu zdjęciowym Leszczyński upadł. Zmarł w szpitalu 1 września.

– Autor pracował nad tym filmem przez lata, scenariusz miał osiem wersji. Pieniądze na realizację zgromadziliśmy z trudem dzięki wsparciu Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej oraz Urzędu Wojewódzkiego w Łodzi. Przyszło nieszczęście. Przekonani, że po rehabilitacji reżyser wróci, zajmie się montażem, poprosiliśmy Andrzeja Kostenkę, przyjaciela Leszczyńskiego, aby zdjęcia kontynuował. Kiedy Leszczyński zmarł, nie chcieliśmy zaniechać realizacji, zapalić świeczki na jego grobie i rozejść się – mówi Tadeusz Drewno, kierownik produkcji. – Reżyserię też powierzyliśmy Kostence, [Soft Return]autorowi zdjęć "Żywotu Mateusza".

Pozostało 82% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu