Altman uwielbiał ludzi zaskakiwać. Eksperymentował z formą i gatunkami filmowymi, nie bał się przełamywać schematy.
– Nie chcę, żeby widzowie chodzili na moje filmy tylko dlatego, że jestem stary i zasłużony – mawiał. – Póki mogę, próbuję się rozwijać. Jak zacznę się powtarzać, umrę jako artysta.
I tak po wspaniałych freskach obyczajowych, jak „Gracz”, „Na skróty” czy „Pret-a-porter”, po thrillerze „Fałszywa ofiara”, po rozwijającym się w rytmie jazzu „Kansas City” i wyrafinowanym „Gosford Park” zaproponował widzom pełen energii obraz „Ostatnia audycja”.
Opowiedział w nim o radiowym show „A Prairie Home Companion”, który narodził się w 1974 roku i przez 32 lata był nadawany przez rozgłośnię radiową WTL. W 2006 roku stacja została sprzedana firmie teksańskiej. Audycja miała zostać zlikwidowana, a teatr, w którym odbywał się show na żywo – wyburzony. Na jego miejscu miał powstać nowoczesny parking. Na razie jednak odbywa się ostatnie przedstawienie. Jest tak, jak bywało przez ponad 30 lat: muzyka country, czasem dość niewybredne żarty, zero wyrafinowania, za to proste, prawdziwe uczucia.
Altman śledzi także to, co dzieje się za kulisami. Przekomarzania artystów, drobne radości, wielkie dramaty. Zaludnia ekran pełnokrwistymi postaciami. W garderobach pełnych starych zdjęć poznajemy śpiewające siostry Yolandę i Rhondę Johnson, dwóch kowbojów Dusty’ego i Lefty’ego, plejadę innych artystów, ale także techników pracujących przy programie. Krąg ludzi jakby z innego świata, niepasujących ani do rytmu współczesnej Ameryki, ani do dzisiejszej rozrywki.