[b]Od początku kariery uważnie wybiera pani role. Dlaczego zdecydowała się pani zagrać w "33 scenach z życia?"[/b]
Julia Jentsch: Spodobał mi się scenariusz: bolesny i dramatyczny. Smutny, a przecież – jakby na przekór tragedii – optymistyczny. Przede wszystkim jednak niestereotypowy. Główna bohaterka po tragediach, jakie na nią spadły, nie jest pogrążona w apatycznej rozpaczy. Ma w sobie gniew, bunt. I przeświadczenie, że każdy ma prawo radzić sobie z tragedią na swój własny sposób.
[b]Małgorzata Szumowska mówi, że – jak amerykańska aktorka – chce pani być na ekranie naturalna i autentyczna. Ale czy rozumiała pani bohaterkę? Była pani wewnętrznie z nią czy przeciwko niej?[/b]
Często zastanawiałam się, dlaczego filmowa Julia po śmierci rodziców rzuca się w opętańczą zabawę, dlaczego nie szuka oparcia w mężu. Ja bym pewnie postąpiła inaczej. A jednak ją polubiłam. I przyglądałam się jej z ciekawością. Ciągle pytałam Małgośkę: "Czy to możliwe?" A ona odpowiadała: "Możliwe".
[b]Czy trudna była świadomość, że właściwie w "33 scenach..." grała pani alter ego reżyserki? [/b]