Ale kino! – chciałoby się, nomen omen, westchnąć. „Puszka Pandory” to film delikatny i wciągający.
Jego główną bohaterką jest stara kobieta, która mieszka samotnie w domu w górach. Wychowała troje dzieci, które dziś żyją w Stambule. Każde z nich ma swoje sprawy, swoje niespełnienia i zbyt mało czasu, by interesować się matką. Ale gdy chora na alzheimera staruszka znika, rodzina się konsoliduje.
Córki i syn zabierają odnalezioną matkę do miasta, choć nie ukrywają, że jest dla nich ciężarem. Ale starych drzew się nie przesadza. Rozumie to wnuk. Zbuntowany, niepokorny szaławiła zabiera babcię z powrotem w góry. „Puszka Pandory” jest również opowieścią o ich przyjaźni. O empatii, która sprawia, że młody chłopak nawiązuje kontakt z odchodzącą w niebyt starowiną.
Realizując taki film, łatwo powielać znane sentymentalne klisze i wyciskać widzowi z oczu łzy. Jednak Yesim Ustaoglu unika banału. Już wcześniej „Podróżą do słońca”, opowiadając o przyjaźni Turka i Kurda, dowiodła, że jest mistrzynią budowania nastroju. W „Puszce Pandory” też umiejętnie kontrastuje nerwowość miejskiego życia ze spokojem rozległych krajobrazów.
Przyspieszony rytm i brud metropolii przeciwstawia leniwemu rytmowi natury. Stara kobieta wie, że choroba powoli zabiera jej wszystko, co zawsze kochała. Chce umrzeć w górach, dopóki jeszcze o nich pamięta. I wnuk na to pozwoli. To będzie najbardziej bolesny i najpiękniejszy prezent, jaki może jej sprawić.