W sobotę, dokładnie o 19.10, blisko półtora tysiąca gości siedzących przy długich stołach w hali Forum wstało. Rozbłysły flesze aparatów. Na czerwonym dywanie pojawił się następca duńskiego tronu książę Fryderyk z żoną Mary. Ale to był jedyny moment, gdy uwaga skupiła się na książęcej parze. Potem bohaterami uroczystości byli już ludzie kina.
Bezapelacyjnymi zwycięzcami okazali się twórcy "Gamorry", którzy zdobyli aż 6 statuetek: dla najlepszego filmu, dla reżysera Matteo Garrone, scenarzystów, aktora Toniego Servillo uhonorowanego jednocześnie za kreację w „Boskim” i operatora Marco Onorato. Europa uhonorowała kino niemal paradokumentalne, ogromnie brutalne, pokazujące włoską mafię od środka jako potworną machinę, która wciąga młodych ludzi i z której potem nie ma wyjścia.
— Chciałem zrobić film o świecie, w którym nie ma granicy pomiędzy dobrem i złem, pomiędzy tym, co legalne i co nielegalne — powiedział w Kopenhadze Garrone.
Realizm tego filmu jest znakiem szczególnym kina europejskiego ostatniego roku. Wśród tytułów nominowanych do nagrody były przecież także: pokazująca nowe, multietniczne społeczeństwo francuskie „Klasa” Laurenta Canteta, komiksowy portret Andreottiego „Boski” Paula Sorrentino czy izraelskie rozliczenie z masakrą w czasie wojny libańskiej „Walc z Bashirem” Ari Folmana. A nagrodę FIPRESCI też dostał obraz skromny, nakręcony niemal paradokumentalną metodą „La graine et le mulet” Abdellatifa Kechiche’a, opowieść o poszukiwaniu tożsamości przez społeczność francuską tunezyjskiego pochodzenia.
Największymi przegranymi wieczoru byli: Mike Leigh i jego wspaniała aktorka Sally Hawkins z „Happy-Go-Lucky” oraz bracia Dardenne, których „Milczenie Lorny” nie znalazło się nawet wśród nominowanych. Dla mnie to jeden z najlepszych filmów mijającego roku. Zarówno ten tytuł, jak i „Gomorra” wejdą na polskie ekrany w styczniu 2009.