W innych krajach norma: obok świeżych filmów do repertuaru kin wchodzą przynajmniej dwie pozycje z klasyki. U nas ten pomysł wcielił w życie Roman Gutek. Dwa lata temu z powodzeniem wprowadził ponownie na ekrany dzieła Ingmara Bergmana. W dystrybucji znalazło się dziesięć obrazów reżysera, m.in. „Tam, gdzie rosną poziomki”, „Milczenie” i „Jesienna sonata”. Idea okazała się strzałem w dziesiątkę.
Za jego przykładem poszła firma Vivarto. W zeszłym roku zaprezentowała cykl trzech filmów z Charlie Chaplinem, „Błękitnego anioła” Josefa von Sternberga i „Metropolis” Fritza Langa.
Inicjatywa kontynuowana będzie w tym roku, we współpracy z Siecią Kin Studyjnych i Lokalnych.
– Wprowadzamy te filmy na dwóch kopiach, które potem krążą po polskich kinach – mówi Anna Hardasiewicz z Vivarto. Trudno zatem oceniać, jaką widownię klasyczne pozycje kinematografii zebrały, ponieważ są one w nieprzerwanym obiegu.
– Nie jest to jednak kino dla wszystkich. Polscy widzowie nie są jeszcze przyzwyczajeni do chodzenia do kina na klasykę – tłumaczy Hardasiewicz. Andrzej Goleniewski z Filmoteki Narodowej, współorganizatora przedsięwzięcia, dodaje, że jednym z jego celów jest poszerzanie świadomości, że sztukę filmową trzeba odbierać w kinie. W dobie wielu dróg dystrybucji warto o tym przypomnieć zwłaszcza młodzieży.