"Jeśli ktoś liczy, że zobaczy pełny, głęboki portret Vaclava Havla – rozczaruje się. Niewiele można się z tego dokumentu dowiedzieć o pisarzu, dramaturgu, intelektualiście czy dysydencie, jednym z sygnatariuszy Karty 77. Nie odbiły się też na ekranie czasy – wybuch wolności, polityczne spory. A jednak film jest ciekawy. Po jego obejrzeniu można pomyśleć: "Ten Havel to fajny facet".
Jeszcze przed czołówką na ekranie pojawiają się czarno-białe zdjęcia: mały, pucołowaty chłopczyk siedzi na wysokim krześle, ojciec wkłada mu na głowę koronę z kwiatów. To scena uwieczniona amatorską kamerą 70 lat temu.
Zaraz potem posiedzenie sztabu wyborczego. "Jesteś za skromny – mówi jedna ze specjalistek od piaru. – Wspominaj czasem o swoich sukcesach. Podrzucaj coś mediom. Oczywiście, zachowując ostrożność". Havel zaczyna się śmiać: w zachowywaniu ostrożności nie jest najlepszy. "Niedawno zjadłem przez nieuwagę obiad naszego psa Djuli" – mówi.
I taki właśnie jest ten dokument. Bardzo prywatny. Koutecky zaprzyjaźnił się z Havlem i ponad dziesięć lat towarzyszył mu z kamerą. Wtedy, gdy szedł na spotkania z wyborcami, gdy szykował się do rozmów z europejskimi politykami. Gdy czekał, ściskając nerwowo dłonie, na wyniki swoich drugich prezydenckich wyborów, gdy wchodził do parlamentu jako pierwszy prezydent Czech. Jest też w filmie moment, w którym na chwilę obraz staje się czarny, kamera dyskretnie się wycofuje. Potem obserwujemy pogrzeb żony Havla – Olgi. Ale później pod szpitalem Koutecky podpatruje blondynkę, która opiekuje się Havlem po operacji raka płuc. To Dagmar, aktorka, która wkrótce zostanie jego drugą żoną.
Nie ma tu miejsca na obiektywne analizy, Koutecky nie pokazuje spadku popularności Havla pod koniec drugiej kadencji. Z codziennych obrazków tworzy portret człowieka. Polityka ceniącego uczciwość i prawdę, odwracającego się od manipulacji, konsekwentnie budującego podstawy czeskiej demokracji, wprowadzającego swój kraj do NATO i do Europy.