Film zaczyna się od sekwencji nakręconej w zwolnionym tempie na czarno-białej taśmie. Przy dźwiękach muzyki Haendla kobieta i mężczyzna kochają się namiętnie. Kamera z bliska pokazuje genitalia, to znów twarze pełne rozkoszy. W pokoju obok zsuwa się z łóżka dwuletni chłopczyk. Powoli wdrapuje się na biurko, z którego spadają trzy figurki z wyrytymi napisami: „Żałoba”, „Ból”, „Rozpacz”. Dziecko stawia nóżki na parapecie okna. Jeden krok i leci w dół, jego włoski unoszą się od oporu powietrza. W tle rozbrzmiewa ta sama muzyka, która towarzyszy aktowi miłosnemu rodziców. Widzimy z góry, jak chłopczyk spada na chodnik.
Czytaj więcej
Skończył się strajk aktorów – na EnergęCAMERIMAGE przyjedzie Willem Dafoe, by promować film „Biedne istoty” Yorgosa Lanthimosa
Po tej tragedii kobieta nie może dojść do siebie. Dręczy ją poczucie winy, wpada w głęboką depresję. Trafia do szpitala, ale mąż psychoterapeuta chce sam doprowadzić ją do równowagi. Kobieta boi się wszystkiego, najbardziej obrazów lasu, w którym spędziła z synkiem wakacje, pisząc jednocześnie swoją pracę magisterską. Chcąc oswoić ten strach, mąż zabiera ją do ich domu pośrodku puszczy, który, paradoksalnie, nazwali kiedyś Edenem. Ale kraina szczęśliwości zamienia się dla nich w koszmar.
Lars von Trier o „Antychryście”: Mój najbardziej osobisty film
Lars von Trier mówi, że to najbardziej osobisty ze wszystkich jego filmów. Od lat cierpi na depresję, zdarzało się, że miesiącami nie mógł się zmusić do porannego wstania z łóżka. Scenariusz pisał w czasie poważnego nawrotu choroby. W „Antychryście” zmaga się z własnymi demonami, ale jego film nie niesie nadziei. Przeciwnie, terapia kończy się fiaskiem, kobieta popada w skrajną paranoję, wini za śmierć dziecka i siebie, i męża, na którym wyładowuje całą swoją nienawiść i ból.
W leśnym odludziu „Antychryst” zamienia się w horror. Widz staje się świadkiem szaleństwa kobiety. Na ekranie widzimy miażdżenie genitaliów balem drewna, dziurawienie nogi wiertłem czy wycinanie wielkimi, ogrodowymi nożyczkami łechtaczki.