Mają po 15 – 16 lat i wybujałe marzenia. W domu bieda, a oni chcą żyć tak jak bohaterowie reportaży z kolorowych pism. Liczy się dobra komóra, modny ciuch, drinki wypijane w dyskotece. Wiedzą, że na te luksusy muszą zarobić sami. Jak się da.
Taki jest punkt wyjścia "Świnek", które walczą o nagrody w Karlowych Warach. Co ciekawe, podobnie zaczynały się "Galerianki" Katarzyny Rosłaniec, która wygrała niedawno festiwal "Młodzi i Film" w Koszalinie. Filmowcy, jak czuły sejsmograf społecznych nastrojów, odnotowują to nowe, coraz częściej spotykane w Polsce zjawisko.
Galerianki uprawiały prostytucję w warszawskim centrum handlowym, dziecięcy bohaterowie filmu Glińskiego robią to w małym miasteczku na granicy polsko-niemieckiej. Samochody na niemieckiej rejestracji zabierają młodziutkie dziewczynki i chłopaczków, a po dwóch godzinach wyrzucają je w tym samym miejscu, z banknotami po 20 czy 50 euro w rękach.
– Prostytucja dzieci jest problemem ogólnoświatowym – mówił w Karlowych Warach Robert Gliński. – Ale w Polsce zjawisko narasta. Po transformacji poszerzyły się granice moralności. Młode pokolenie widzi, że można iść na skróty, sięgać po łatwe pieniądze. Historia ze "Świnek" jest autentyczna. Scenarzystka Joanna Didik wychowała się w przygranicznej miejscowości i chodziła do szkoły razem z takimi chłopcami i dziewczynkami.
Gliński pokazuje spiralę zła, która wciąga 15-letniego bohatera filmu. Portretuje proces utraty niewinności, zasad i złudzeń. Dla jednych przebudzenie będzie tragiczne, inni nie ockną się nigdy. Oglądając ten film, zastanawiałam się, czy obraz zdeprawowanych dzieci nie jest przerysowany. Jeśli nie, to przegraliśmy wszyscy.