„Jestem urodzonym kłamcą” – oświadcza mistrz do kamery podczas rozmowy, którą Pettigrew nakręcił w Rzymie w ostatnich latach życia włoskiego reżysera. „Dla mnie rzeczy najbardziej realne to te, które sam wymyśliłem”.
Na pierwszy rzut oka dokument jest biografią reżysera, wzbogaconą o wypowiedzi jego współpracowników i aktorów. Jednak oglądaniu towarzyszy specyficzne uczucie – nigdy nie jesteśmy pewni, czy to, co mówi mistrz, to szczera prawda, podkolorowane fakty, czy może zmyślenie. Jakby Fellini stylizował swój życiorys na efektowną opowieść, w której – tak jak w jego obrazach – jawa miesza się ze snem, a realizm zastępuje groteska.
Urodził się w Rimini, miasteczku położonym nad Adriatykiem. „Mały chłopiec jest z natury buntowniczy – wspomina. – Sprzeciwia się prawu, regułom ustanowionym przez rodzinę, szkołę. Moje pokolenie zetknęło się z wieloma tabu narzuconymi przez Kościół katolicki i faszyzm”. Po latach odreagował to w „Amarcordzie”.
Jak mówi, największy wpływ wywarły na niego: seks, cyrk, kino i spaghetti. „Odkąd pamiętam, silnie reagowałem na podniety erotyczne. Cyrk odkryłem, kiedy przyjechał do Rimini, a pierwszym moim kinem był Fulgor. Spaghetti widziałem codziennie na rodzinnym stole”. Te fascynacje można odnaleźć w jego najsłynniejszych filmach: wzruszającej „La Stradzie” czy „Osiem i pół”.
„Adoruję aktorów” – zwierza się reżyser. Ale Donald Sutherland, który zagrał główną rolę w jego „Casanovie”, nie potwierdza tych słów. „W relacjach z aktorami Fellini to tyran” – twierdzi.