W kryzysowych czasach ludzie chętnie chodzą do kina. Jednak chcąc się oderwać od problemów, wybierają najlżejszy repertuar – ten, który zapewniają im wielkie studia. „Avatar” zarobił na świecie niebywałą sumę 2 mld 750 mln dolarów. Każdy z filmów: „Alicja w krainie czarów”, „Starcie Tytanów”, „Shrek” czy „Zaćmienie” przyniósł od 500 tys. do ponad miliona dolarów.
Natomiast producenci niezależni mają trudne życie. Szacują, że film, który jeszcze kilka lat temu przyniósłby w kinach ok. 10 mln dolarów, dziś może zarobić najwyżej jedną trzecią tej sumy. Potem mogą jeszcze liczyć na sprzedaż DVD i do telewizji, ale ryzyko filmowej inwestycji jest duże. Dlatego zaczęli ograniczać nakłady na swoje filmy. I okazało się, że ów tani przemysł filmowy zaowocował interesującymi dziełami. W Ameryce mówi się wręcz o nowym realizmie, który narodził się w niszowych obrazach.
[wyimek]Skromne obrazy są jak odtrutka na wyprane z myśli megaprodukcje Hollywoodu[/wyimek]
Najciekawsze amerykańskie filmy niezależne zwykle mają premiery na imprezach w rodzaju Sundance Festival, czasem trafiają też do oficjalnego programu najważniejszych festiwali.
[srodtytul]Blisko życia[/srodtytul]