Ten film to czysta magia, a Frammartino jest mistrzem ekranowej iluzji – mimo że jego „Czwarty raz” sprawia wrażenie dokumentu, a więc sztuki czystego realizmu. Jeszcze chyba nikomu nie udało się dotąd tak zajmująco pokazać procesu wypalania węgla drzewnego czy obszczekiwania kościelnej procesji. I to przy zastosowaniu minimalizmu przypominającego styl Argentyńczyka Lisandra Alonso w jego najskrajniejszej pod tym względem „La libertad”.
„Le Quatro volte” płynie jak rzeka, przekraczając granice przestrzeni, konwencji i przyzwyczajeń widza. Jego akcja toczy się w wiosce w Kalabrii, skąd pochodzi rodzina reżysera. Pierwszym bohaterem jest sędziwy pasterz kóz, żywiący się miksturą z wody i kurzu zebranego z kościelnej podłogi. Jego jedynym kompanem jest pomagający mu w pracy górski owczarek. Po śmierci pasterza jego dusza odradza się w ciele nowo narodzonej kózki. Potem zamieszkuje w starym, dostojnym drzewie, a wreszcie staje się dymem ulatującym z palącego się węgla drzewnego, które z niego powstało.
Naturalnie opis tych przemian brzmi trywialnie, ale sposób ich przedstawienia na ekranie ma w sobie coś majestatycznego, a jednocześnie zwyczajnego. Frammartino wprowadził też do swego obrazu akcenty humorystyczne. Radość i komizm przenikają codzienne rytuały ludzi i zwierząt, a egzystencja pasterza wydaje się ideałem spełnienia losu człowieka – jego życie ma sens.
[ramka] Włochy, Niemcy, Szwajcaria 2010, reż. Michelangelo Frammartino, wyk. Giuseppe Fuda, Bruno Timpano, Nazareno Timpano [/ramka]