Gdy zaczął planować wyprawy, wielu dziwiło się, że człowiek, który zdobył dwa bieguny Ziemi, chce poświęcić czas na poznawanie zwykłej rzeki z brudną wodą. Ale Marek Kamiński miał w głowie plan, bo jak mówi – zawsze podąża za wewnętrznym głosem. Latem 2009 przepłynął kajakiem z międzynarodową grupą harcerzy, skautów i podróżników od źródeł do ujścia Wisły, a w marcu 2010 roku powtórzył ten wyczyn sam. Wielokrotnie podkreśla, że dla niego liczy się droga, a nie cel, i że najważniejsze jest, co w tym czasie dzieje się w człowieku, a nie na zewnątrz. Każda podróż prowadzi do poznania siebie...
– Można się ścigać w czasie podróży i niczego się nie dowiedzieć i można inaczej – wejść do świątyni – mówi Kamiński.
Od kiedy ma rodzinę, chce jej poświęcać więcej czasu, ale w trakcie wypraw zostaje tylko telefon, Internet no i... kajak. Nazywa się Pola, tak jak jego córka, wiosło Kay – jak synek, a namiot – Kasia – jak żona.
Kamiński przyznaje, że w czasie zimowej wyprawy samotność sprzyjała refleksji. Miał więcej czasu na myślenie o sprawach fundamentalnych: czasie, wieczności, historii. Ale było też trudniej – musiał wiosłować w grubych rękawicach, oprócz ciepłej czapki nosił chroniące przed zimnem gogle, zmagał się z chłodem zimnych nocy przesypianych w namiocie i dużo energii inwestował w proste czynności, takie jak przygotowywanie posiłków. Nurt rzeki bywał niebezpieczny, zmarznięte śluzy zmuszały do przenoszenia kajaka na plecach. Przez 10 – 11 godzin nie wysiadał z łajby, a wieczorami, przy świetle latarki czytał Biblię i Stachurę. Przyznaje, że łatwo nie było. Niosła go serdeczność ludzi, którzy witali go na kolejnych przystankach.
– Krajobrazy Wisły są archetypem krajobrazu, do którego podświadomie tęsknimy – mówi dr Marcin Ryszkiewicz, geolog, ewolucjonista.