Zaczyna się festiwal Plus Camerimage. Tegoroczny konkurs to parada wielkich tytułów. A więc przede wszystkim zwycięzca Berlinale – genialne „Rozstanie" Asghara Farhadiego. Film o dzisiejszym Iranie, ale też uniwersalna opowieść o współczesnej moralności: o drobnych kłamstwach, które pociągają następne i mogą doprowadzić do tragedii, o drobnych ustępstwach wobec uczciwości powodujących lawinę następnych.
– W Iranie zakazy i nakazy cenzury stale się zmieniają – mówi Farhadi. – Są restrykcje polityczne, religijne, także obyczajowe, bo nie wolno pokazywać gwałtu, seksu. Ale mam przekonanie, że robię uczciwe filmy, które mogą zrozumieć zarówno młodzi ludzie w Iranie, jak i publiczność międzynarodowa.
Równie niepokojące jest „Drzewo życia" Terrence'a Malicka – triumfator z Cannes. Obraz w zupełnie innym stylu: wizjonerski, odwołujący się do filozofii. Malick mierzy się tu ze wszystkim, co w życiu najważniejsze. Narodzinami, miłością, dzieciństwem, szczęściem, stratą najbliższej osoby, rozpaczą, śmiercią. A także z naturą i wiecznością.
Do tego poruszająca i bolesna opowieść o depresji i końcu świata – „Melancholia" Larsa von Triera, a na otarcie łez – piękna bajka o dobrych ludziach „Człowiek z Hawru" Akiego Kaurismakiego.
Przeżyciem staną się zapewne dla widzów festiwalu projekcje filmów, które premiery miały w Wenecji. Steve McQueen po znakomitym „Głodzie" zrobił „Wstyd". Opowiedział o pustce, jaka otacza młodych ludzi sukcesu, zamkniętych w luksusie szklanych wieżowców. O odcinaniu się od przeszłości, zrywaniu więzów, strachu przed wszystkim, co mogłoby zabrać choćby część wolności.