Paradokumentalny „Cezar musi umrzeć" osiemdziesięcioletnich Paolo i Vittorio Tavianich przypomina „Psychodramę" Marka Piwowskiego. Grupa więźniów skazanych za najcięższe zbrodnie, pod kierunkiem znanego artysty Fabio Cavalliego, wystawia „Juliusza Cezara". Szekspirowski tekst o Idach Marcowych i zabójstwie rzymskiego dyktatora każe im przeanalizować istotę mordu, zredefiniować pojęcie przyjaźni, lojalności, zdrady, zastanowić się nad wartością życia. Taviani zrobili film o rodzeniu się człowieczeństwa w zbirach, ale też o sile sztuki. „Odkąd poznałem sztukę, cela stała się dla mnie więzieniem" — mówi jeden z „aktorów".
Najciekawszym filmem okazał się obraz o umieraniu za życia. Christian Petzold opowiedział w „Barbarze" o berlińskiej lekarce, która za próbę ucieczki na Zachód została „zesłana" do pracy w prowincjonalnym szpitalu. Niemiec odtwarza atmosferę początku lat 80. w NRD: pokazuje szarość ulic i klimat pełen strachu, donosicielstwa, łamania karier przez Stasi. I nieufność w codziennych relacjach ludzi. Ale też przypomina, jak trudna była decyzja o wyjeździe z kraju, oznaczająca całkowite odcięcie od dawnego życia, rodziny, przyjaciół, wszystkiego, co dotąd było bliskie i ważne. Bo ten totalitarny świat za murem był dla jego mieszkańców domem. Więc ucieczki na Zachód niosły nie tylko wolność, ale i tragedię wyobcowania. Jak kiedyś napisała Anna Seghers: „Kiedy tracisz przeszłość, nie masz przyszłości."
„Barbara" porusza, pokazując inną, codzienną twarz totalitaryzmu. Dziś coraz częściej patrzymy na tamte lata jak na doświadczenie więzienia, społecznego zakłamania, braku wolności i swobód obywatelskich. Dla ludzi, którzy wtedy dorastali, kochali, podejmowali najważniejsze decyzje, to był czas ich życia.
Była też w Berlinie śmierć w wydaniu hollywoodzkim: czerwony dywan pełen gwiazd, a na ekranie schematy i sceny, wyciskające widzom łzy jak obierana cebula.
Stephen Daldry — Brytyjczyk, twórca niejednoznacznego, kontrowersyjnego „Lektora" — gładko dostosował się do wymogów fabryki snów. „Strasznie głośno, niesamowicie blisko" oparł na powieści Jonathana Safrana Foera, która ukazała się w 2005 roku, cztery lata po tragedii World Trade Center. W WTC matkę lub ojca straciło ponad 3 tysiące dzieci. Daldry chciał pokazać, jak jedno z nich radzi sobie z traumą.