Barbara Hollender
Jest mi bardzo przykro, że nie mogę przyjechać do Warszawy na Żydowskie Motywy. Termin festiwalu zbiega się z Dniem Pamięci, w którym muszę być obecna w kraju – zaczyna rozmowę Gila Almagor. Prosi, żeby te słowa usprawiedliwienia koniecznie przekazać czytelnikom.
Jest wybitną aktorką, laureatką najwyższych nagród izraelskich, ma doktoraty honoris causa uniwersytetu w Tel Awiwie, Ben-Gurion University, Instytutu Weizmanna. Stała się w Izraelu ikoną. Ale pozostała osobą skromną. Ma zbyt wiele bolesnych wspomnień, by pozwolić sobie na dumę.
Moja 12-letnia córka powiedziała: „Mamo, jak wrócę ze szkoły, nie chcę widzieć twoich łez". Przeżyłam chorobę matki, zrozumiałam, że nie mogę na to samo narażać swojej córki. Spięłam się. Umyłam twarz, uczesałam się, wyjęłam z szuflady zeszyt i zaczęłam pisać „Lato Avii". Opowieść o moim życiu
Gila ma polskie korzenie. Jej matka razem z bratem wyjechała z rodzinnego Chrzanowa pod koniec lat 30. Ojciec był żydowskim uciekinierem z hitlerowskich Niemiec. Spotkali się już na izraelskiej ziemi, pobrali. Gila nie znała ojca, który zginął od kuli arabskiego snajpera. Urodziła się cztery miesiące po jego śmierci 22 lipca 1939 roku. Matka nie mogła podnieść się po stracie męża, a zaraz potem dostała kolejny cios – w Polsce w Holokauście zginęła cała jej rodzina. Nie wytrzymała cierpienia.