Hollywood lubi odcinać kupony od sukcesów, więc w okresie kryzysu sięga po pewniaki, próbując odgrzewać stare sentymenty widzów. Spider-Man wraca po pięciu latach, faceci w czerni po dziesięciu, a sędzia Dredd po 17 latach. Ridley Scott o spotkaniu z „Obcym" przypomniał sobie po trzech dekadach, przygotowując „Prometeusza". Nad bezpieczeństwem Gotham City znów czuwa Batman, w jednej drużynie stają przeciw złu Avengersi.
Komiksowi herosi nie są jedynymi postaciami ze świata wyobraźni, po które sięgnęli filmowi producenci. Obok nich pojawiły się już lub niedługo się pojawią dwie królewny Śnieżki, Jaś i Małgosia, czarnoksiężnik z krainy Oz, o hobbitach nie wspominając.
- W czasie wielkiej depresji ludzie chodzili do kina nie po to, żeby oglądać wybitne filmy społeczne, lecz by uciec od codzienności - mówi Nicholas Hoult, który w nowym filmie Briana Singera gra Jacka, pogromcę olbrzymów. - Dziś też uciekamy od zmartwień w bajki.
Tej ucieczce pomaga niebywały rozwój technologii. Oglądając w 1978 roku telewizyjny serial o Spider-Manie, trzeba było na słowo uwierzyć, że człowiek pająk lata nad nowojorskimi ulicami. Dzisiaj widzimy, jak między drapaczami chmur rozpina sieci i błyskawicznie pokonuje przestrzeń. Na ekranie nie ma rzeczy niemożliwych. Wybuchy wulkanów, powodzie, pożary, monstra wszelkiego rodzaju nic nie ogranicza ludzkiej wyobraźni.
A jednak przy tym bogactwie środków coraz bardziej tęsknimy za szczyptą prawdy. Superbohaterowie mogą fruwać, mają do dyspozycji niesamowite zabawki i szczycą się ogromną siłą, a jednak kryją w sobie mrok, niespełnienie, czasem strach. I może dlatego stają się bliżsi widzom, pełnym lęków, jakie przyniósł im XXI wiek.