Do moich wyczynów złodziejskich. Jako mała dziewczynka, po śmierci matki, byłam sama w Moskwie. Opiekowali się mną trzej synowie dozorcy. Nie mieliśmy co włożyć do gęby, a pod dworcami baby sprzedawały podpłomyki. Kradliśmy je. Najmłodszy syn dozorcy wkładał na głowę cynową miskę, rozpędzał się i wpadał na babę. Ja bardzo szybko biegałam, więc łapałam koszyk z podpłomykami i uciekałam. Dwaj wspólnicy stali na drodze pościgu i mieli ewentualnie podstawiać ścigającym nogi. Potem następowało to, co najprzyjemniejsze: podział łupów, jakie zdobyliśmy dzięki naszej ciężkiej i odpowiedzialnej pracy. To były fantastyczne czasy.
Co jeszcze lubi pani wspominać?
Było dużo pięknych chwil. Ale najczęściej myślę o San Francisco. Bo to jest coś prawdziwie pięknego. Ocean Spokojny naprawdę spokojny, plaża, knajpki z różnymi przysmakami.
Czuje się pani człowiekiem spełnionym, szczęśliwym?
Szczęście? A co to jest? Ja nie wiem. Może tylko udane dziecko. Ja mam jednego syna. Dobry, przyzwoity chłop, niebrzydki. Był bardzo ładny jak miał osiem, dziewięć miesięcy. Ale teraz jest już z niego stare chłopisko. Niedawno skończył 63 lata.
Co pani mówi o życiu swoim wnuczkom?
Nic im nie mówię o życiu. Uważam, że każdy musi iść własną drogą, każdy sam musi sobie wypracować swoje poglądy. Nie można nikogo nauczyć żyć.
Z a czym pani tęskni?
Najbardziej za przyjaciółmi, którzy poumierali. Gienek Cękalski zaczął, potem poszedł Zarzycki. I tak jeden po drugim. Brakuje ich.
Ale ilekroć jestem u pani, zawsze widzę wokół pani grono przyjaciół.
Mam taki wianuszek. Naprawdę bezinteresownych ludzi. No bo jak mogliby być interesowni? Nigdy nie miałam żadnego majątku, nie interesowało mnie gromadzenie pieniędzy. Teraz też cieszę się tym, co mam. Przyjemnie mi się żyje, uważam, że mam godziwą emeryturę, czasem mogę sobie nawet coś zafundować.
Co pani sobie funduje?
Jakiś dobry spektakl. Albo cyrk. Uwielbiam cyrk. To prawdziwa sztuka, gdzie nie można być amatorem. Niczego się nie udaje, artysta musi być profesjonalistą. A najbardziej lubię pójść sobie na spacer. Bo jeszcze bardzo dobrze chodzę. Biegać już nie mogę. Jak czasem podbiegnę do tramwaju, dostaję strasznej zadyszki.
Na czym pani dzisiaj najbardziej zależy?
Nie lubię patetycznych słów, ale najważniejszy jest dla mnie los mojej ojczyzny. Bardzo szanuję polskie społeczeństwo, uważam Polaków za rozsądnych ludzi. Poza tym lubię polski krajobraz, niektóre gałęzie polskiej sztuki. .. Lubię topolę, która rośnie przed moim domem i wchodzi mi prawie do okna.
Czy gdyby zaczynała pani życie od nowa, chciałaby pani w nim coś zmienić?
Nie, bo nie zmienia się własnego życiorysu.
A jest pani ciekawa świata, który nadchodzi? Chciałaby pani urodzić się jeszcze raz?
Ee, dziecko, czy ten świat jest taki sympatyczny, żeby warto było rodzić się jeszcze raz? Nie podoba mi się ta cała komputeryzacja. Bo ona zwalnia człowieka z myślenia. Dawniej dzieci miały dzieciństwo. Dzisiaj wciskają guzik i maszyny zaczynają im mówić, co mają myśleć, jak się bawić. Przychodzi epoka, która - wbrew pozorom - jest przeciwko ludziom.
Boi się pani XXI wieku?
Nie boję się, bo on mi nie grozi. Jestem zdrowa jak rydz, ale wiem, że człowiek jest śmiertelny i przyjdzie kryska na Matyska. Nie ma cudów. Chodzi tylko o to, żeby to nie odbyło się tak nieludzko, na zasadzie "niepotrzebni mogą odejść". Człowiek powinien żegnać się z życiem w sposób świadomy i godziwy. No i już, dosyć się nagadałam.
Listopad 1997
Wanda Jakubowska, reżyser i scenarzysta, dzisiaj kończy 90 lat. Przed II wojną światową była współzałożycielką Stowarzyszenia Miłośników Filmu Artystycznego "Start", a potem Spółdzielni Autorów Filmowych SAF. W czasie wojny trafiła do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Po wojnie współorganizowała polską kinematografię, szefowała zespołom filmowym ZAF (1948) i "Start" (1955-68) . Jej film "Ostatni etap" (1947) był pierwszym polskim obrazem, który wyszedł na międzynarodową arenę. Zrealizowała filmy: "Żołnierz zwycięstwa", "Opowieść atlantycka", "Pożegnanie z diabłem", "Król Maciuś I", "Spotkania w mroku", "Koniec naszego świata", " Gorąca linia", "Biały mazur", "Kolory kochania". W latach 1949-74 wykładała w szkole filmowej w Łodzi. Jest laureatką Międzynarodowej Nagrody Pokoju.