Lubię szczerość w kinie i kiedy twórca prezentuje taką samą postawę na ekranie i poza nim. Ken Loach jest bezkompromisowy zarówno w obyczajowych fabułach społecznych, jak i historycznych, a imperium brytyjskie nazywa „pomnikiem wystawionym wyzyskowi i podbojom", odmówiwszy przyjęcia najwyższego odznaczenia państwowego. Zgadzam się z nim także co do tego, że „krytykowanie rządu to demokratyczny obowiązek". Ale Loach nie tylko podważa autorytety, lecz przede wszystkim głęboko porusza widza a czasem podnosi go na duchu.
W tym roku otrzymał w Cannes Nagrodę Jury za komedię „Whisky dla aniołów". Znany z pesymistycznego oglądu rzeczywistości i portretów wyzyskiwanych grup społecznych oraz uciśnionych czy walczących o niepodległość nowy film Kena Loacha, nakręcony w Szkocji, jest afirmacją pozytywnych relacji, sprytu i odwagi. Robbie, główny bohater, jest młodym, zafrasowanym ojcem, skazanym na prace społeczne za brutalne pobicie.
I kto wie, jak źle potoczyłoby się jego życie, gdyby nie Harry, jego kurator. To dzięki niemu Robbie, umiarkowanie gustujący jedynie w piwie, poznaje smak starej, szlachetnej whisky. Potem razem z trojgiem innych, podobnych mu młodych „skazańców", zwiedza gorzelnię i uczy się rozpoznawać różne gatunki. Rodzi się pomysł, by całą grupą zarobić na gotowości kolekcjonerów do tego, by zapłacić setki tysięcy (lub więcej) funtów za kilka ostatnich butelek niedawno odnalezionego, wyjątkowego szkockiego trunku, przez znawców uznanego za najlepszy na świecie. Komediodramat, jaki oglądamy, to Ken Loach w świetnej formie. „Whisky dla aniołów" staje się nieoczekiwanie opowieścią o niezwykle zabawnym napadzie, z satyrycznym podtekstem wykpiwającym ludzi gotowych zapłacić krocie za butelkę z żółtawym płynem w środku, która tak łatwo może się stłuc... Lubię tego reżysera, gdy tnie jak brzytwa i staje w obronie najsłabszych („Kes", „Polak potrzebny od zaraz", „Jestem Joe", „Życie rodzinne") i kiedy pokazuje, jak z czasem degeneruje się każda rewolucja (nagrodzony Złotą Palmą „Wiatr buszujący w jęczmieniu").
Ale lubię go jeszcze bardziej, gdy obrazami takimi, jak „Szukając Erika" i „Whisky dla aniołów", zdaje się mówić, że człowiek nie jest taki zły. Wraca mi wówczas wiara w dobro i szczęśliwe zakończenia. A wracając do Norwida, uderzyła mnie jeszcze aktualność takich słów: „Dziś nie szuka nikt piękna... żaden poeta – żaden sztukmistrz – amator – żadna kobieta – dziś szuka się tego, co jest powabne, i tego – co jest uderzające!". Kolejny dowód na to, że ludzka psychika pozostaje niezmienna.
