Zło zawsze stanowiło pożywkę dla kina

28. Warszawski Festiwal Filmowy odbył się już tradycyjnie w dwu niesłychanie różnych, ale szczęśliwie blisko siebie położonych obiektach: w Kinotece i w Multikinie „Złote Tarasy". Jak ta wysokiej rangi impreza pogodziła swoiste rozdarcie między centrum sztuki filmowej a centrum handlowym?

Aktualizacja: 26.10.2012 00:28 Publikacja: 22.10.2012 11:38

Nagrodę krytyków otrzymała rosyjska „Córka" Alexandra Kasatkina i Natalii Nazarowej

Nagrodę krytyków otrzymała rosyjska „Córka" Alexandra Kasatkina i Natalii Nazarowej

Foto: WFF

Red

Nie ma wątpliwości: niemiły dla wielu Warszawiaków Pałac Kultury to znaczące miejsce dla miłośników dobrego kina, to Kinoteka, która w swych pseudo-pałacowych salach kontynuuje działania wspaniałego kina „Wiedza", bez którego życie stołecznych kinomanów lat 60-tych i 70-tych byłoby niewyobrażalnie uboższe. Atmosferę obcowania ze sztuką filmową potęguje fakt, że niegdysiejsza „Wiedza", stając się Kinoteką, rozrosła się do wielu sal, z których większość oddano na czas festiwalu we władanie WFF.

Nie ma też wątpliwości, że Multikino „Złote Tarasy" oferuje najnowsze rozwiązania techniczne, a z drugiej strony daje to, co dla kin wkomponowanych w centra handlowe jest typowe: świetnie zrobiona rozrywka plus nieznośny zapaszek pop-cornu... Otóż dobra wiadomość to ta, że do głównych sal Multikina wkroczyła na czas festiwalu Kinoteka, a nie odwrotnie, a i pop-cornu było jakby mniej...

Nie ma też w końcu wątpliwości, że w obecnej chwili połączenie tych dwu na co dzień tak różnych miejsc-żywiołów w jeden obiekt stanowiący zróżnicowane, urozmaicone centrum pokazów festiwalowych, jest jedynym sensownym rozwiązaniem dla tak ogromnej imprezy!

Tyle tytułem wstępu, gdyż najważniejsze są filmy, a tych zaprezentowano łącznie około dwustu: od krótkich fabuł i dokumentów po całą masę filmów pełnometrażowych – wszystko to w kilku kategoriach, oceniane przez kilka zespołów jurorskich, plus pokazy pozakonkursowe. Ta relacja z konieczności ograniczona będzie do prezentacji kilku najbardziej docenionych przez jurorów pełnometrażowych filmów fabularnych.

Wypada zacząć od Głównej Nagrody – Warsaw Grand Prix i od jej laureata, filmu francusko-belgijsko-luksemburskiego „Tango Libre", którego reżyserem jest Frederic Fonteyne z Belgii. Jest to historia przebojowej trzydziestolatki, która radzi sobie świetnie z mężczyznami,  zwłaszcza z tymi, którzy...siedzą w więzieniu. Wszystko to opowiedziane jest z perspektywy zakochanego w niej przeciętniaka, który jest strażnikiem więziennym, a który poznał ją na lekcjach tańca. Bardzo dobrze zrobione kino z kategorii „śmiać się, czy płakać?". Tytułowe tango, to taniec wymagający dyscypliny, narzucający prowadzenie partnerki przez partnera, ale gdy tango jest libre, to już jakby trochę inna gra... Dodatkowa atrakcja: większość zdjęć więziennych kręcono w Polsce.

Polska miała jednak na szczęście dużo więcej do zaoferowania, niż pomieszczenia więzienne! Pokazano dobry film Marii Sadowskiej pt. „Dzień kobiet" i dwa filmy bardzo dobre: „Miłość" Sławomira Fabickiego i „Imagine" Andrzeja Jakimowskiego. Jakimowski został na WFF nagrodzony za najlepszą reżyserię. To jego trzeci bardzo udany film. Oby nie musiał na zrobienie kolejnego czekać następne pięć lat!

Nagrodę krytyków FIPRESCI otrzymał film rosyjski „Córka" w reż. Alexandra Kasatkina i Natalii Nazarowej. To bardzo mroczna, wielowątkowa i pełna zaskakujących zwrotów akcji opowieść o szarym życiu w niedużym mieście, o beznadziejnej egzystencji, o aktach skrajnej rozpaczy i żałosnych próbach młodzieży chcącej uatrakcyjnić sobie czas przez upijanie się, palenie i wszczynanie awantur, a więc posługującej się bardzo starymi i dawno skompromitowanymi sposobami na rozrywkę. Jest tam szaleniec, który zaczyna naprawiać ów świat w jedyny, odpowiadający jego choremu umysłowi, sposób: zamiast prób perswazji, po prostu zabija podpite nastolatki z przekonaniem, że tak ustrzeże swoją córkę przed kontaktem z nimi. Jest tam też duchowny rozdarty między koniecznością dotrzymania tajemnicy spowiedzi seryjnego mordercy, a naturalną potrzebą powstrzymania niebezpiecznego przestępcy. Pojawia się również ambitny młody prokurator z koneksjami, który pozwala sobie na brutalny samosąd na umysłowo chorym zbrodniarzu.

Ale w całym tym ścieku jest też kropla czystej rosy. To dwoje młodych, wartościowych ludzi,którzy mogą, dzięki swemu głębokiemu uczuciu, dać sobie i światu coś, po co jeszcze warto żyć, żyć autentycznie, bez uciekania się do żałosnych nikotynowo-alkoholowych protez.

Do podobnych „protez", wzbogaconych jeszcze o narkotyki i hazard uciekają się bohaterowie czeskiego filmu „Kwietne pączki" w reż. Zdenka Jirasky'ego. Cztery   uzależnienia, szare miasteczko i monotonne życie z dnia na dzień. Jednak gdy jedni poddają się ogólnemu marazmowi, inni starają się temu zaradzić. Ten świetnie zrobiony obraz  ukazuje rozpad rodziny, której poszczególni członkowie w większości nie podejmują walki o swój lepszy byt, albo czynią to za późno, a szczególnie destrukcyjną rolę odegrało tu uzależnienie od hazardu. Film nieźle kontynuuje pewne wątki typowe dla wielkiego czeskiego kina: beznadziejność prowincjonalnego życia plus szczypta groteski.

Także z naszej części Europy  pochodzi film nagrodzony za najlepszy debiut. Jest to  węgierski obraz „Drodzy zdradzeni przyjaciele" (Draga besugott barataim)w reż. Sary Cserhalmi. Historia tu opowiedziana dotyczy niezwykle drażliwej w krajach post-sowieckich kwestii współpracy ze służbami specjalnymi. To opowieść o tym, jak człowiek złamany przez bezpiekę, donosił wbrew swojej woli na przyjaciół i o tym, jak po latach jeden z owych przyjaciół dowiaduje się o wszystkim i podaje to do publicznej wiadomości. Odrzucony i nagabywany przez media były donosiciel pyta przewrotnie, kto jest gorszy: czy ten, który kiedyś donosił pod przymusem, czy ten, który dziś donosi z własnej woli? Widz obserwuje umęczonego ciężarem winy i ciężką chorobą nieszczęśnika, i całkiem dobrze urządzonych jego byłych przyjaciół. Taka rzecz może mieć miejsce, ale przeważnie to wygląda trochę inaczej... Od zarzutu o manipulację reżyserka i współautorka scenariusza ratuje się ukazaniem postaci prezentującej całe zło minionych czasów: świetnie prosperującego pana z dawnej bezpieki, który bez najmniejszych skrupułów bawi się kosztem  wszystkich pozostałych.

Zdecydowaną większość obrazów wypełniają osobnicy kompletnie uzależnieni od co najmniej dwu wymienionych powyżej „protez". Przeważnie jest to bezmyślne uprawianie nikotynizmu. Oto w aż dwu scenach ze wspomnianego już filmu „Miłość", młody tata pali papierosa stojąc w otwartym oknie pokoju, gdzie jest maleńkie dziecko i najwyraźniej nie wie, że większość trucizny dociera i tak do wnętrza. Co gorsza, podobnej świadomości wydają się nie mieć sami twórcy takich scen, bo częściej jest to po prostu sposób na kreowanie (?) postaci w danym epizodzie, niż krytyczny komentarz do takiego zachowania. Czasem, aż trudno się oprzeć podejrzeniu, że producenci filmowi usłużnie realizują bezczelne sugestie koncernów tytoniowych.

Czy należy więc wierzyć, że przykłady niewłaściwych zachowań służą  walce z nimi?

Zbyt często widać, że twórcy ulegają pokusie sprzedania (!) paskudnej sceny dla wątpliwego uatrakcyjnienia  swego obrazu. Czy słoweńsko-czeski obraz „Noc jeszcze młoda"  w reż. Olmo Omerzu to krzyk ostrzeżenia przed podłym zachowaniem części dorosłych wobec dzieci, czy może przy okazji chęć zaspokojenia pedofilskich zainteresowań poprzez pokazanie obrzydliwej sceny wykorzystywania seksualnego dwunastolatka przez wyraźnie niezrównoważoną trzydziestolatkę? Aż dziwne, że taką sceną nie zainteresował się prokurator. A intencje były chyba jednak czyste, by użyć wyjątkowo tu niezręcznego określenia. Artysta pragnie wstrząsnąć widzami tak, by na problem ukazanego zagrożenia nie pozostali obojętni. Bardzo wątpliwe pozostaje, czy osiągnięto tu jakikolwiek efekt poza sportretowaniem grupki głupich ludzi.

Uwagę jurorów zwróciła kolejna udana produkcja irańska, a na WFF była to interesująca czarna komedia „Bez entuzjazmu" w reż. Mani Haghighi, w której dwójka znudzonych bogaczy zabawia się używaniem wymyślnych metod w celu poniżania ludzi biednych. Dodajmy jeszcze nagrodzony przez jury ekumeniczne film hiszpańsko-francusko-kolumbijski „Operacja E" w reż. Miguela Courtois Paterniny i otrzymamy dość pełny obraz problemów nurtujących dzisiejsze kino. Mamy tu kolumbijską dżunglę, kokainę, terroryzm, walkę polityczną, a także starania biednego farmera o utrzymanie rodziny i ratowanie życia obcego chłopca – wszystko to układa się w obraz nierównej walki o cząstkę dobra w otaczającym podłym świecie.

Zło zawsze stanowiło pożywkę dla kina, również tego z najwyższej półki. Większość omówionych pokrótce filmów  pozwala chyba na  stwierdzenie, że dzisiejsze  kino wydaje się fascynować bardziej, niż kiedykolwiek przedtem także czymś innym, ale bliskim złu. Albert Einstein powiedział kiedyś, że dwie rzeczy są nieskończone: Wszechświat i ludzka głupota. Wielu współczesnych twórców wyraźnie koncentruje się na tej drugiej rzeczy.

Andrzej Fogler

Nie ma wątpliwości: niemiły dla wielu Warszawiaków Pałac Kultury to znaczące miejsce dla miłośników dobrego kina, to Kinoteka, która w swych pseudo-pałacowych salach kontynuuje działania wspaniałego kina „Wiedza", bez którego życie stołecznych kinomanów lat 60-tych i 70-tych byłoby niewyobrażalnie uboższe. Atmosferę obcowania ze sztuką filmową potęguje fakt, że niegdysiejsza „Wiedza", stając się Kinoteką, rozrosła się do wielu sal, z których większość oddano na czas festiwalu we władanie WFF.

Pozostało 94% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu