– Każdy człowiek boi się, że może stracić swoich najbliższych – mówi Norah McGettigan. – We mnie też jest taki strach. W „Sanctuary" próbowałam go oswoić.
Jej film to opowieść o domu, w którym nagle zabrakło jednej osoby. Matki. Ale tak naprawdę on był od dawna pusty. Ojciec, znany chirurg, uciekał w pracę, coraz bardziej obcy i odległy. Córka wyprowadziła się dziesięć lat wcześniej, matkę odwiedzała, ale z ojcem nie utrzymywała kontaktów.
Irlandia, Węgry, Polska
– Związki z rodzicami, dobre czy złe, zawsze są trudne – mówi reżyserka. – Moi rodzice zbudowali dom w niezwykle pięknym miejscu. W lesie, nad jeziorem, w górach. Cztery lata później umarł mój tata. Mama miała wtedy 36 lat, tyle ile ja teraz. Miałam 12 lat, jeden z moich braci był starszy o rok, drugi rok młodszy, trzeci maleńki. Kiedy zabrakło ojca, trudniej nam było ten dom utrzymać. A nie chcieliśmy go stracić, bo to było nasze miejsce na ziemi. Mama urządziła w nim pensjonat.
Dom z „Sanctuary" też żyje własnym życiem. Jest stary, kryje wiele wspomnień. I jeszcze więcej niespełnień. Bo przecież ta rodzina się rozpadła. Mężczyzna przestraszył się ograniczeń, zatęsknił za wolnością. Córka mu nie wybaczyła. Po śmierci matki i żony zaczynają się do siebie zbliżać. Tragedia sprawia, że próbują zacząć nowy rozdział życia.