Amerykański portal filmowy Indie.wire podsumował właśnie miniony rok i „Pan Lazhar" Philippe'a Falardeau zyskał 97 proc. pozytywnych recenzji, zajmując trzecie miejsce wśród tytułów całego świata. Wywalczył też dla Kanady nominację do Oscara i kilka znaczących laurów festiwalowych. A przede wszystkim – niemal wszędzie – zdobywał nagrodę publiczności. Bo „Pan Lazhar" daje się lubić.
Montrealska podstawówka. Jeden z chłopców jest dyżurnym i ma przynieść dla kolegów mleko. Wbiega do budynku, ładuje do skrzynki kartoniki z napojem. Nagle wszystko wypada mu z rąk. Chłopiec widzi ciało nauczycielki, która powiesiła się w klasie.
Posadę po niej zajmuje pochodzący z Algierii Bashir Lazhar. Musi zmierzyć się z tragedią, jakiej doznali 11-letni uczniowie, ale też ze swoją własną. W pożarze domu stracił w Algierii żonę oraz dwoje dzieci. Według Lazhara było to podpalenie – atak terrorystów skierowany na jego rodzinę.
Philippe Falardeau zrobił film subtelny, pełen półcieni. To opowieść o dojrzewaniu, o poczuciu odpowiedzialności, o wrażliwości i ranach, które można innemu człowiekowi zadać. Ale też wnikliwa diagnoza współczesnego, zachodniego świata, w którym wszyscy są samotni.