Film Trishy Ziff jest przede wszystkim opowieścią o zdarzeniach z lat 30. ubiegłego wieku, które wciąż są dla Hiszpanów przeszłością bardzo bolesną. Niemal każdy ma w rodzinie kogoś, kto jest ofiarą tamtego czasu. W wojnie domowej zginęło pół miliona ludzi, 200 tysięcy Hiszpanów opuściło kraj. Konflikt trwał niecałe trzy lata, ale represje ciągnęły się 36 lat aż do śmierci generała Franco.
Traumatyczne przeżycia wspominają w filmie Trishy Ziff ocaleńcy i ich potomkowie, żyjący nieraz na emigracji w Meksyku. Wszyscy – z ogromnymi emocjami. Łatwiej je pojąć, oglądając zdjęcia dokumentujące czas tamtej zawieruchy. Większość fotografii uznawano przez prawie 70 lat – za zaginione. Ich odnalezienie, w 2007 roku, było wydarzeniem. Wtedy właśnie, w Mexico City Trisha Ziff dotarła do czterech i pół tysiąca negatywów zdjęć wykonanych podczas hiszpańskiej wojny domowej przez znanych fotografów: Roberta Capę, Gerdę Taro i Davida „Chima" Seymoura.
Negatywy umieszczone były w trzech pudełkach, nazwanych później „meksykańską walizką". - To jakby znaleźć szkicownik Picassa z najważniejszego okresu jego twórczości – ocenia fotograf.
Rzeczywiście, bo zdjęcia określają ikonograficznie ówczesną rzeczywistość za sprawą trójki młodych fotografów, którzy postanowili zobaczyć hiszpańską wojnę na własne oczy. Byli nie tylko na tej wojnie obcokrajowcami, ale i pierwszymi fotoreporterami, którzy pojechali zdawać relację. Wierzyli, że zdjęcia mogą zmieniać świat i tak jak sądzili - robiły wielkie wrażenie. Do tej pory nie było fotografii pokazujących z tak bliska wojenne zdarzenia. Są ilustracją poglądów Roberta Capy uważającego, że „jeśli zdjęcie nie działa – to znaczy, że nie byłeś dość blisko". Do tego były to relacje z pola walki – a nie jak dotąd – zdjęcia „sprzed" lub „po". Tak jak Robert Capa, w centrum zdarzeń i w okopach razem z żołnierzami była z aparatem fotograficznym Gerda Taro, jego żona.